Życie powinno być rozmową
Janusz Zaorski: W kinie trzeba wchodzić na Broad Peak, a nie na Gubałówkę
JANUSZ WRÓBLEWSKI: – O czym marzy 75-letni spełniony artysta?
JANUSZ ZAORSKI: – Marzenia w tym wieku wypadałoby odsunąć na bok albo w ogóle z nich zrezygnować. Chciałbym jednak móc jeszcze zrobić film. Zawarłbym w nim podziękowanie dla osób, które zawodowo mi pomogły. Bo uważam, że reżyseria filmowa jest najtrudniejszą ze wszystkich istniejących reżyserii. Coś o tym wiem, starałem się reżyserować wszędzie. Koncerty rockowe w teatrach, festiwale muzyki filmowej w plenerze, kabaretony w Opolu, spektakle telewizyjne, słuchowiska radiowe…
I na tej bogatej podstawie jest pan przekonany, że reżyseria filmowa wymaga największego poświęcenia?
Tak. Warto wdrapywać się na Broad Peak, a nie na Gubałówkę. Reżyseria to zbiorowa praca. Wajda mówił, że należy mieć buławę marszałkowską i zdecydowanie kaprala. Ale to za mało. Trzeba być psychologiem, a niekiedy psychiatrą, posiadać gust, smak, mieć odpowiedni background, znać wiele filmów itd. Przede wszystkim jednak liczy się umiejętność radzenia sobie z harmonogramem. Czasami bywa tak, że pierwszego dnia zdjęciowego nagrywa się kluczową scenę, np. śmierci kochanków. Aktorzy jeszcze się ze sobą nie zżyli, ekipa dopiero się dopasowuje, a już trzeba pracować na najwyższych obrotach, uchwycić ducha i zrobić coś, co może przesądzić o sukcesie albo klęsce. Ja zawsze tak miałem. Jak była zima, to musieliśmy kręcić scenę kąpieli w lato.
Mimo że od dekady nie robi pan fabuł, można panu pozazdrościć aktywności. Festiwale, wykłady, działania społeczne... Czy z tej perspektywy dzieje się teraz w kinie coś ciekawego?
Ci, którzy oglądają tylko tzw. mainstream, nie mają pojęcia, jaka rewolucja się dokonała. Kino artystyczne nabrało odwagi. Porusza wszystkie drażliwe tematy, jakie można sobie tylko wyobrazić.