Sztuczni inteligenci
Sztuka sztucznej inteligencji. Czy pisarze i dziennikarze mogą spać spokojnie?
Od kilku lat spodziewamy się, że roboty i algorytmy zastąpią całe grupy zawodowe. Widmo autonomicznego samochodu służyło jako straszak dla krnąbrnych taksówkarzy, którzy domagali się poprawy warunków pracy; tymczasem na razie auta Elona Muska mają duże sukcesy w rozjeżdżaniu manekinów dzieci i myleniu pociągu z karawaną ciężarówek. Blady strach padł natomiast na zawody kreatywne – oto maszyna potrafi wygenerować obraz czy felieton (o tym, że potrafi już skomponować i nagrać muzykę, pisał w POLITYCE 26/19 Mariusz Herma).
Fantazje o myślących maszynach dzielą się na te pełne lęku i te pełne nadziei. Stworzenie myślącej i czującej repliki człowieka jest triumfem ludzkości – w figurze androida wyraża się przecież pragnienie zrozumienia, czym dokładnie jest i jak działa człowiek. W rzeczywistości nie udało się jeszcze tego osiągnąć – to, co potocznie nazywa się sztuczną inteligencją, naprawdę jest statystycznym algorytmem przetwarzającym ogromne ilości danych. Czarnym pudełkiem, które nakarmione ludzką twórczością potrafi wygenerować własną.
Maszyna do pisania
W nominowanej w 2018 r. do Paszportu POLITYKI powieści „Fragmenty dziennika SI” Łukasz Zawada publikuje „znalezione” pamiętniki myślącego programu. Zupełnie jak w kinie, gdzie androidy grane są przez ludzkich aktorów, Zawada próbuje myśleć jak maszyna; w środku „mechanicznego Turka” grającego w szachy siedzi człowiek. Tymczasem dwa lata wcześniej krótka książka Yurei Raita „Dzień, w którym komputer napisał powieść” („Konpyuta ga shosetsu wo kaku hi”) dostała się do finału trzeciej edycji japońskiej nagrody literackiej Nikkei Hoshi Shinichi.