Żubr w spódnicy
Rodziewiczówna i jej męski pancerz. Czym zaskakuje jej nowa, barwna biografia
Nosiła się po męsku. Krótkie włosy, krawat, koszula, kamizelka, marynarka. I tak wyglądała już jako młoda dziewczyna, dziedziczka majątku Hruszowy, pod koniec XIX w., co wtedy było dużą ekstrawagancją. Miała męskie ruchy, papierosa w ustach i emanowała charyzmą, która sprawiała, że ludziom kojarzyła się bardziej z księdzem niż z kobietą. Temu wizerunkowi była wierna do końca życia. Świetny i barwny portret pisarki tworzy Emilia Padoł w wydanej właśnie biografii „Rodziewicz-ówna. Gorąca dusza”. Choć jej nazwisko stało się symbolem literackiej szmiry, to pisane przez nią książki sprzedawały się jak świeże bułeczki. A ona sama bardziej niż pracą literacką przejmowała się robotą na roli. Żyła otoczona bliskimi kobietami, ale jednocześnie miała poglądy konserwatywne, z czasem coraz bardziej katolicko-narodowe. Lesbijka i endeczka? To nie jest, jak się okazuje, takie proste.
Między zachwytem a krytyką
Trudne zadanie miała biografka, bo na wiele pytań dotyczących życia pisarki nie ma odpowiedzi, paradoks goni paradoks, a zarazem jest to postać fascynująca. Widać poprzez nią, jak funkcjonowały relacje i związki kobiet w Polsce początku XX w., kiedy żadna nieheteronormatywność nie była oficjalnie dopuszczana. Rodziewiczówna nie była ani wyzwoloną Krzywicką, ani intelektualistką Dąbrowską, tylko ziemianką, która zawładnęła masową wyobraźnią i pokazała, co ludzie kochają czytać, nie przejmując się krytyką. Po drugiej wojnie światowej jej popularność ciągle rosła – wznowiona w latach 80. powieść „Wrzos” sprzedała się w 800 tys. egzemplarzy, a w rankingach Biblioteki Narodowej Rodziewiczównę wyprzedzał najczęściej tylko Sienkiewicz. W ostatnich latach stała się też jedną z literackich ikon nieheteronormatywności.
Uformowała ją elitarna klasztorna szkoła dla bogatych ziemianek w Jazłowcu.