Kultura

Dlaczego nikt nas nie lubi, czyli Polska kontra Eurowizja

Blanka w półfinale Eurowizji, 11 maja 2023 r. Blanka w półfinale Eurowizji, 11 maja 2023 r. Andy Von Pip / Zuma Press / Forum
Doroczne, niemalże rytualne dyskusje dotyczące Eurowizji sprawiają wrażenie, że ten zachodni wynalazek niezbyt się u nas przyjął.

W tym tygodniu telewizja transmituje konkurs Eurowizji, kolorowe targowisko próżności, w którym chodzi – właśnie, o co? O muzykę, przyjaźń międzynarodową, walkę ze snobizmem czy może zwykłą zabawę?

Z pewnością impreza nie wzbudza takich emocji jak wtedy, gdy wysłaliśmy na konkurs szansonistkę Edytę Górniak z piosenką „To nie ja!”, która wysiadła z musicalu „Metro” na przystanku „kariera” i pokazała świeżo otwartej Europie Zachodniej, że jesteśmy w stanie dostarczyć wspaniałe popowe przeżycie i nie jest to nasze ostatnie słowo (było to nasze ostatnie słowo). Górniak zajęła drugie miejsce i był to ostatni sukces Polski w konkursie.

Dlaczego tamta piosenka zażarła? Może dostaliśmy kredyt zaufania, może pomógł prosty tekst (wtedy jeszcze obowiązywała zasada śpiewania w ojczystym języku, ale każdy rozumiał zawodzenie: „To nie ja była Ewą”, bo każdy zna jakąś Ewę, choćby z serialu „Obsesja Eve”), może jurorów uwiodła energia młodej wokalistki, która zrobiła potem piękną karierę w Polsce, chociaż ostatnio porwało ją UFO.

Polski nikt nie lubi!

Od tej pory mimo prób eksportu co lepszych artystek i artystów, zarówno ambitnych, jak i Wiśniewskich, polskich i (kiedy już można było) zagranicznych, coś nie pykło. Może w Polsce jest coś takiego, co sprawia, że jej nikt nie lubi – plebiscyt, w którym wyłaniani są zwycięzcy, odsłania przyjaźnie między różnymi państwami, które dają sobie od lat maksymalne liczby punktów. Jest coś przykrego w oglądaniu porażek Polaków (i reprezentantów Polski). Nasi chłopcy (znani również jako „te patałachy”) nie umieją strzelić gola i za każdym razem trener reprezentacji kombinuje jak student przed sesją próbujący uciułać punkciki na zaliczenie, ale żebyśmy my, naród Szopenów, wieszczy i noblistek, nie potrafili stworzyć chwytającego za serce i nogi utworu popowego, to już trochę wstyd.

Może w tym wstydzie tkwi przyczyna – Eurowizja jest z głębi swojej duszy obciachowa. To festyn, to wygłup, to zespół ABBA, do którego w średnioklasowej, nowoczesnej Polsce można się było zacząć przyznawać dopiero po wzięciu w ironiczny nawias musicalu z gwiazdorską obsadą. Przedziwne zderzenie z kompleksem wobec Zachodu („gonić Zachód z całych sił”, pisał Jacek Cygan w szlagierze „Video-dotyk” Anny Jurksztowicz), gdzie my się stroimy jak profesor Hartman do opery, a tam Niemcy i Anglicy w dresach i T-shirtach. Coś nie pykło, czegoś z tej Europy nie zrozumieliśmy, nie nauczyliśmy się (wciąż?) tego luzu, chociaż wysłanie dyskotekowej Blanki z profesjonalnie stworzonym earwormem jest zdecydowanie krokiem w dobrą stronę.

Rozmyślam wciąż o alternatywnej historii, w której Polska jest bezwstydna i wysyła na konkurs Shazzę w kwiecie sukcesu – skoro kicali do niej nawet prezydenci, to dlaczego nie mogłaby rozbawić naszych europejskich przyjaciół? Cóż, ten pociąg już odjechał, nawet obecny reżim, który dla uprzykrzenia życia elitom zaczął w telewizji lansować disco polo, nie odważył się na wysłanie Zenka na konkurs. Bo tylko udają, że się tego remizowego sznytu pokazywanego w filharmoniach nie wstydzą.

Chaciński: Eurowizja 2023, czyli atencjusze wszystkich krajów, łączcie się!

Blanka, queer i lud

Eurowizja nie jest na serio, o czym najlepiej świadczy komediowy film „Eurovision Song Contest: Historia zespołu Fire Saga” z Rachel McAdams i Willem Ferrelem. Ten ostatni wyspecjalizował się w kinie parodiującym biografie sławnych osób – wcielał się w kierowców rajdowych, łyżwiarzy i prezenterów telewizyjnych, za każdym razem pokazując ich w krzywym zwierciadle. To zwykle humor niskich lotów, ale bardzo śmieszny przez ten kontrast między powagą zawodu i klaunadą Ferrela. A tu się okazało, że próba pastiszu wypadła po prostu jak coś z prawdziwej Eurowizji, nie nastąpiła sytuacja komiczna.

To zrozumienie, że chodzi tylko o zabawę i nigdy nie chodziło o nic więcej, pomogłoby przetrwać ten trudny czas eurowizyjnego karnawału dziennikarzom muzycznym i artystom, dla których muzyka to coś bardzo ważnego i każda jej komercjalizacja i instrumentalne traktowanie (Blanka jako „produkt TVP”) budzi co najmniej zaniepokojenie.

Kujony z „Krytyki Politycznej” okładają się wyblakłym tomem Bourdieu, spierając o wymiar klasowy imprezy – czy wystarczy oglądać bez wstydu obciachową Eurowizję, żeby poczuć więź z ludem. Przypomina to nieco dyskusję o tym, że lewica powinna chodzić na mecze, żeby lepiej rozumieć proletariat, i kto nie chodzi (np. ja, bo mimo robotniczego pochodzenia nigdy nie byłem zainteresowany), to zdrajca klasy i sprawy. O ile jednak futbol to coś, co faktycznie łączy Polaków od Pilcha do Zenka, o tyle już Eurowizja na salony takiego wstępu nie ma.

Tymczasem należałoby wyciągnąć inny wniosek. Od lat Eurowizja nie tylko jest miejscem przyjaznym osobom LGBT, co wiele razy było widać na scenie, ale i zwyczajnie queerową imprezą (co widać, gdy kamera przelatuje po widowni zapełniającej salę). Być może wedle Bourdieu profesor i kucharka, patrząc na gibającą się Blankę, zobaczą coś innego, ale nie sposób nie zauważyć tego sojuszu gustów ludu i queeru (swoją drogą, tytuł serialu „Queer as Folk” wziął się z powiedzenia „there′s nowt so queer as folk”, czyli „nie ma nic równie dziwnego co ludzie”). Może jednak to nie społeczeństwo, a jedynie jego elity są bigoteryjne; scenariusz serialu „Królowa” wcale nie jest taki baśniowy.

Eurowizja na TikToku

Za znak czasu można uznać partnerstwo Eurowizji i TikToka (gdzie jest transmitowana na żywo), ale osób znających kulturę internetu w ogóle nie powinno to dziwić. Chociaż obawy o próby tworzenia muzyki skrojonej tak, żeby była „przyjazna dla TikToka” (czyli posiadająca wartość trendotwórczą czy memiczną), nie są bezpodstawne, to jednak wiele hitów (zwłaszcza wyjętych z przeszłości) zyskało popularność w sposób zupełnie organiczny – coś chwyciło. Piosenki z Eurowizji przez swoją melodyczność i dziwaczność od lat były uwielbiane w sieci. Takim hitem była np. epicka solówka na saksofonie z piosenki „Run Away” mołdawskiego zespołu SunStroke, zaprezentowana na konkursie w 2010 r.

Internet ze swoją kulturą remiksu kompletnie zmienił sposób przeżywania muzyki – od mash-upów przez amatorskie covery po przeróbki w stylu nightcore (polegającym na znacznym zwiększeniu tempa utworu, co stało się tak popularne na TikToku, że zaczęły pojawiać się oficjalne remiksy). Fragmenty muzyki stają się źródłem tła dla scenek, a piosenki znajdują popularność dzięki popisom graczy w takie gry jak wirtualna „Beat Saber”. Oto singiel estońskiej piosenkarki Getter Jaani „Rockerfeller Street” (w 2011 zajął 24. miejsce w konkursie Eurowizji) po przerobieniu na wersję nightcore i wyzwanie w rytmicznej grze „Osu!” podbił sieć dzięki nagraniu bardzo poruszonego nią gracza:

Powinniśmy się zatem cieszyć z memiczności naszej Blanki i jej słynnego już „bejba”. Warto się przyjrzeć, jak swojego reprezentanta wykorzystuje Finlandia. Käärijä nie dość, że ma skoczną piosenkę (techno-metal z refrenem „Cha cha cha”), to jeszcze mocny wizerunek – odziany jest w odsłaniającą tors koszulę z bufiastymi zielonymi rękawami. Jej wirtualną wersję każdy może przymierzyć na TikToku, a jeszcze ubrano w nią ikoniczne kamienne posągi przed głównym dworcem kolejowym w Helsinkach. Tymczasem nasza „bejba” podbija na razie głównie polską memosferę reklamową (przekleństwo naszych czasów – marketing czasu rzeczywistego), ale może wyjdzie w wielki świat i dzięki niej ktoś polubi Polskę. W dzisiejszych niespokojnych czasach to niezwykle ważne.

Czytaj też: Holandia wygrywa Eurowizję. Dlaczego ten werdykt nie dziwi?

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Gra o tron u Zygmunta Solorza. Co dalej z Polsatem i całym jego imperium, kto tu walczy i o co

Gdyby Zygmunt Solorz postanowił po prostu wydziedziczyć troje swoich dzieci, a majątek przekazać nowej żonie, byłaby to prywatna sprawa rodziny. Ale sukcesja dotyczy całego imperium Solorza, awantura w rodzinie może je pogrążyć. Może mieć też skutki polityczne.

Joanna Solska
03.10.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną