Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kultura

Cannes 2023: wybitna „Anatomia upadku”, sensacja festiwalu

Kadr z filmu „Anatomia upadku” Kadr z filmu „Anatomia upadku” mat. pr.
Cała uwaga w Cannes kierowana jest na celebrytów, tymczasem najwyższe uznanie zdobywają filmy mniej znanych twórców. Sensacja ostatnich dni to wybitny kameralny dramat „Anatomia upadku”, wpisujący się w debatę na temat wymiaru sprawiedliwości i trudności z ustaleniem prawdy, w reżyserii Francuzki Justine Triet.

Film nie mówi o upolitycznieniu sądów – zmory nie tylko polskiego wymiaru sprawiedliwości. Nie upomina się też o krzywdę ofiar procesów sądowych, niesprawiedliwych wyroków, czym kino zawsze bardzo chętnie się zajmowało (ostatnio Jan Holoubek w głośnym u nas filmie o Tomku Komendzie). Justine Triet, wykorzystując gatunek true crime stories, odsłania kulisy śmierci przeżywającego załamanie artysty, wykonującego zawód nauczyciela, który mógł zostać zamordowany przez swoją żonę, sławniejszą od niego pisarkę. Pozostawia jednak widzów w kłopotliwej niepewności co do wiarygodności zarówno linii obrony, jak i oskarżenia. Dokonując dekonstrukcji podstaw ich związku oraz autentyczności długoletniego małżeństwa, czyni bezstronną analizę tego przypadku niemal niemożliwą.

Piekło jak u Bergmana

Tylko pozornie rzecz wydaje się prosta i jednoznaczna. Po wywiadzie udzielonym przez odnoszącą sukcesy niemiecką powieściopisarkę, przerwanym przez hałas dochodzący z piętra, gdzie jej mąż słucha głośnej muzyki, ich 11-letni syn udaje się z psem na spacer do lasu, a bohaterka grana przez Sandrę Hüller robi sobie drzemkę. Gdy syn wraca, znajduje ciało martwego ojca z krwawą raną na głowie.

Wersja mówiąca o samobójstwie mężczyzny wyskakującego przez okno wydaje się logiczna i oczywista, tym bardziej że w trakcie dochodzenia zostają ustalone fakty potwierdzające jego niestabilny stan zdrowia, kłopoty z podjęciem pracy oraz depresją na skutek wyrzutów sumienia z powodu doprowadzenia do nieszczęśliwego wypadku, w wyniku którego ich syn stracił wzrok. Prokuratura podważa te argumenty, oskarżając o popełnienie morderstwa żonę.

Dowodem w sprawie staje się m.in. znaleziona taśma z nagraniem małżeńskiej kłótni, w czasie której wychodzą na jaw smutne tajemnice ich relacji. To ona stosowała wobec męża przemoc psychiczną i fizyczną, zdradzała go i rzekomo za jego zgodą rozwinęła w swojej książce jego pomysł, przypisując sukces wyłącznie sobie. Tropów wskazujących na to, że ich relacja była daleka od idealnej, pojawia się w miarę rozwoju akcji coraz więcej, co pozwala spojrzeć na to małżeństwo jak na bergmanowskie piekło wypełnione zawiścią, kłamstwami, wzajemną manipulacją, seksualną frustracją.

Wojujący feminizm, kryzys męskości

Decydujący głos w sprawie należy do ich niewidomego syna. Nie mogąc zobaczyć, co się naprawdę wydarzyło, poznając szokujące szczegóły na temat pożycia rodziców, to on musi ostatecznie wydać werdykt i zadecydować, jaka ta historia ma mieć puentę. Emocje przechylają się raz w jedną, raz w drugą stronę. Chłopiec na początku staje murem za matką, później wszystko miesza mu się w głowie, nawet gdy matka namawia go, by trzymał się jedynie własnej prawdy i niczego nie starał się usprawiedliwiać ani ubarwiać. Reżyserka doskonale rozgrywa naszą – widzów – i jego niepewność, by w końcu niczego jednoznacznie nie rozstrzygać. Jaką wersję przyjmie widz, zależy w dużej mierze od jego stosunku do wojującego feminizmu, kryzysu męskości, idei wolności seksualnej, wiary w rzekomo fałszywe oskarżenia krzywdzonych kobiet, nie mówiąc o przywiązaniu do wartości rodzinnych czy miłości.

Bardziej od wyjaśnienia kryminalnej zagadki obchodzi mnie przyjrzenie się systemowi prawnemu wykorzystującemu różne sytuacje, w których brakuje mocnych dowodów, do snucia fantazji na motywach opartych na seksistowskich założeniach – tak reżyserka tłumaczy, dlaczego nic w jej filmie nie wydaje się pewne ani jednoznaczne.

Jej założeniem było pokazanie złożoności, mnożenie pytań wokół procesu na równi z przeanalizowaniem relacji pary posiadającej wspólne dziecko, lecz niepotrafiącej się porozumieć, mówiącej dosłownie i w przenośni różnymi językami. Niemiecka pisarka mieszkająca we Francji sądzona jest w obcym kraju i nie może się bronić w ojczystym języku, co oczywiście stanowi dodatkową komplikację.

Ruben Östlund, twórca „W trójkącie”: Jesteśmy zwierzętami stadnymi

Cannes musi to zauważyć

Dojrzały, dwuipółgodzinny dramat psychologiczny z elementami thrillera zrealizowany został surową, niemal paradokumentalną metodą, co tym bardziej jest mylące, bo ta konkretna historia sądowa z miłosnym upadkiem w tle ma wymiar uniwersalnej przypowieści o ciągłym wspinaniu się i upadaniu człowieka. Zastanawiając się nad winą albo niewinnością bohaterki, widać jak na dłoni horyzont niespełnionych nadziei i meandrów współczesnych, podszytych rywalizacją związków.

Trudno byłoby jednak mówić o tak wielkim sukcesie, gdyby nie genialna rola gwiazdy „Toni Erdmann” Sandry Hüller, która w tym roku już drugi raz zaskakuje w Cannes swoją kreacją (wystąpiła w równie entuzjastycznie przyjętej, szokującej „Strefie interesów” Jonathana Glazera). Gra błyskotliwą biseksualną kobietę, korzystającą w pełni ze swojej wolności, zaburzającą przez to równowagę w związku, z rzadko spotykaną w kinie empatią. Nie wiem, co musiałoby się stać, żeby jury tego nie dostrzegło.

Czytaj też: Polskie morale. Od Kieślowskiego do Pawlikowskiego

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną