Podwójne życie
Tina Turner: życie podwójne. Siła jej charakteru przebijała nawet siłę głosu
W styczniu 1985 r. Tina Turner była u szczytu sławy. Rozpoczęła właśnie – jak sama zwykła to opisywać – nowe życie. A kariera 46-letniej wokalistki weszła na wyższy bieg. Płyta „Private Dancer” od pół roku nie schodziła z pierwszej dziesiątki amerykańskiej listy bestsellerów, dostała sześć nominacji do Grammy, z czego cztery miały wkrótce przynieść statuetki. Tina właśnie wyszła ze studia nagraniowego po rejestracji charytatywnego songu „We Are The World”, gdy jego producent Quincy Jones zagadnął, czy nie spotkałaby się ze Stevenem Spielbergiem, który wtedy kręcił coś, co nazwano jego pierwszym „poważnym” filmem.
Chodziło o „Kolor purpury”, opowieść o czarnoskórej dziewczynie z prowincji (w tej roli Whoopi Goldberg), która przechodzi przez piekło kazirodczych gwałtów i maltretującego ją męża, ale pomaga jej przyjaźń, a nawet przelotny romans z pewną artystką – i w tej roli widziano Turner. Sama Goldberg miała ponoć zaproponować, że jeśli ma się całować z kobietą, to chciałaby Tinę. Ta jednak przyszła na spotkanie i – według autobiografii Jonesa – z miejsca odrzuciła pomysł: „Choćbym umierała z głodu, nie zagram w filmie o czarnych. 20 lat zajęło mi wygrzebanie się z całego tego syfu i nie chcę do tego wracać. A przyszłam tu, bo pomyślałam, że może Steven chciałby pogadać o przekazaniu mi roli Indiany Jonesa”. W tej odpowiedzi widać cały charakter artystki, która jak nikt inny potrafiła odzyskać kontrolę nad własnym życiem, uciekając z dotychczasowego środowiska. „Byłem w takim szoku, że odebrało mi mowę” – pisał Jones, który reakcję zrozumiał, gdy już poznał biografię Tiny. „Czy ta historia była blisko mojego życia?” – opisywała propozycję Spielberga artystka.