Na Wawelu spadły głowy
„Obraz złotego wieku” na Wawelu: ale wystawa! Potencjał ma potężny jak Pudzianowski
Potencjał ekspozycji otwartej niedawno na Wawelu wydaje się potężny jak Mariusz Pudzianowski w szczytowym okresie kariery. Ma ona popularny format. Prezentuje sztukę na tle epoki czy – jak kto woli – obraz epoki poprzez sztukę. To tzw. wystawa historyczno-artystyczna. Były czasy, gdy takie ekspozycje cieszyły się u nas ogromną popularnością. W najnowszej historii muzealnictwa szczególnie zapisały się dwie, zorganizowane jeszcze w latach 70. XX w., których kuratorem był Marek Rostworowski. Były to „Romantyzm i romantyczność” (Zachęta, 1975 r.) oraz „Polaków portret własny” (Muzeum Narodowe w Krakowie, 1979 r.). Wzorcowa okazała się także wystawa „Pod jedną koroną. Kultura i sztuka w czasach unii polsko-saskiej” na Zamku Królewskim w Warszawie (1997 r.). Później pojawiały się dużo rzadziej, bo wymagały dużych nakładów, starannych przygotowań, a przede wszystkim pomysłu. Częściej z podobnymi wystawami wyjeżdżaliśmy w świat, niż prezentowaliśmy się w kraju. Najbardziej spektakularny przykład to „Skarbiec Polski” pokazany ponad dwie dekady temu w wiedeńskim Kunsthistorisches Museum.
Także temat wydaje się wyjątkowo wdzięczny. Piastowie – zbyt odlegli i brak eksponatów. Sasi – niezbyt sympatyczni. Rozbiory tudzież powstania narodowe – ileż można się katować nieszczęściem? Sobieski i Poniatowski – zbyt wyeksploatowani. A Jagiellonowie? W sam raz! Budzą pozytywne skojarzenia, mieli na koncie więcej sukcesów niż porażek, a przede wszystkim najlepiej kojarzą się z Wawelem. W czasach, gdy rzeczywistość nas nie rozpieszcza i stajemy się stopniowo (mimo wymachiwania szabelką przez władzę) pariasem Europy, przypomnienie Polski z czasów „od morza do morza”, „złotego wieku” i rodaków, co „nie gęsi”, zawsze miodem po sercu spłynie.