Wizja telewizji
Brutalny pomysł PiS na TVP w końcu przegrał. Jak teraz wyjść kryzysu? Tu trzeba rewolucji
Media publiczne w swojej obecnej formie działają w coraz bardziej anachronicznym modelu, zupełnie rozjeżdżającym się z potrzebami nie tylko najmłodszych pokoleń, ale także 20-, 30- i 40-latków. W efekcie pytanie, czy w ogóle potrzebujemy mediów publicznych, trafia dziś w Polsce na szczególnie podatny grunt. Jednocześnie głębia kryzysu mediów publicznych jest dla nich szansą na od dawna potrzebny reset. Bo tylko radykalna reforma uchroni je przed losem żywej skamieliny, zanikającej wraz ze zmianami demograficznymi.
Media publiczne potrzebują dziś dwuetapowej rewolucji. Pierwszy etap jest oczywisty: usunięcie z TVP obecnej ekipy i wprowadzenie nowej, która przywróci choćby minimalne standardy: zastąpi propagandę informacją, skończy z nagonkami na przeciwników Nowogrodzkiej i modelem pluralizmu, w którym w telewizyjnej publicystyce któryś z braci Karnowskich konkuruje z Tomaszem Sakiewiczem o to, kto lepiej będzie wychwalał geniusz Jarosława Kaczyńskiego.
Temu procesowi już towarzyszyły barwne sceny: politycy Zjednoczonej Prawicy straszący w Sejmie końcem medialnego pluralizmu, nocne czuwanie posłów PiS w siedzibie przy Woronicza. Mimo tego wszystkiego ten etap rewolucji będzie tak naprawdę stosunkowo prosty. Cały elektorat koalicji 15.10 jest bowiem zgodny, że nie chce mediów jak za PiS. O wiele większych problemów nastręcza odpowiedź na pytanie o to, jakich mediów właściwie byśmy chcieli.
Pytanie to trzeba w dodatku rozbić na szereg innych. Jak zapewnić mediom publicznym niezależność od polityków, a obywatelom mechanizmy realnej kontroli społecznej nad nimi? Jak je finansować? Jak zdefiniować ich misję, treści, których oczekujemy? Jak przystosować je do współczesnego krajobrazu medialnego, gdzie radio i liniowa telewizja odgrywają coraz mniej istotną rolę?