Jak pokochaliśmy gangsterów
Yakuza na ekranie, czyli jak pokochaliśmy gangsterów i co o tym myślą w Japonii
W skąpanym w neonach Tokio zachodni twórcy ujrzeli przyszłość – wizja nocnego miasta zainspirowała estetykę gatunku cyberpunk, słowami oddaną w prozie Williama Gibsona, a obrazem – w „Blade Runnerze” Ridleya Scotta z 1982 r. Ten sam reżyser do Japonii wrócił siedem lat później, w sensacyjnym „Czarnym deszczu”. Traktowaną z egzotyzującym zdumieniem stolicę Japonii odwiedza tu amerykański policjant (Michael Douglas). W pogoni za zbiegłym więźniem będzie musiał się zmierzyć z obcym społeczeństwem – i gangsterami yakuzy. W tym filmie doskonale widać, dlaczego popkultura zafascynowana jest japońskimi gangami – są po prostu niezwykle filmowe; odziani w garnitury członkowie yakuzy używający samurajskich mieczy są bardziej eleganccy od swoich amerykańskich kolegów biegających z pistoletami. Ten sentyment rozgrywały zarówno „Gwiezdne wojny”, jak i kino Quentina Tarantino.
„Czarny deszcz” był jednym z wczesnych przedstawicieli gatunku neo-noir, w którym nie mniej od samej akcji liczył się nastrój. Serial HBO „Tokyo Vice” ma podobne korzenie, jego producentem jest inny mistrz nastroju Michael Mann. Akcja dzieje się w latach 90., ale bohaterem nie jest już amerykański policjant, tylko dziennikarz kryminalny Jake Adelstein (Ansel Elgort). To prawdziwa postać, scenariusz powstał bowiem na bazie jego wspomnień „Tokyo Vice. Sekrety japońskiego półświatka”.
Nasz człowiek w Tokio
Adelstein urodził się w 1969 r. w Missouri. Gdy miał 19 lat, po pierwszym roku studiów języka japońskiego wyjechał kontynuować naukę w Japonii. Szło mu tak dobrze, że zdał egzamin do pracy w gazecie „Yomiuri Shimbun”. Pracował jako reporter, głównie przepisując oficjalne policyjne raporty, zgodnie ze sztywnym kodeksem gazety.