Muzy nie zamilkły
Muzy w Ukrainie nie zamilkły. Największy fenomen: książki. Głód czytania jest potężny
„W przypadku alarmu lotniczego najbliższe schrony znajdują się na stacjach metra Plac Pocztowy i Plac Kontraktowy” – wita widzów pracownik Teatru Dramaturgów na kijowskim Podole. Dodaje jeszcze, że po spektaklu zbierane będą pieniądze na siły zbrojne, zachęca więc do datków. „Zielone korytarze”, spektakl Natali Worożbyt w reż. Ołeksy Gładuszewskiego wypełnił niewielką widownię do ostatniego miejsca.
Rzecz podejmuje kwestię ukraińskiej emigracji i uchodźstwa, konfrontując ją nie tylko ze współczesnym doświadczeniem, ale i z historią. Aktorzy grali z werwą, w czym pomagał i entuzjazm publiczności, i błyskotliwy tekst sztuki. Owacja na stojąco była więc w pełni zasłużona. Podolska scena, jak podpowiada jej nazwa, powstała z inicjatywy 20 ukraińskich dramaturgów, by promować nowy teatr. I robi to mimo wojny, przygotowując kolejne premiery – pewna, że publiczność nigdy nie zawiedzie.
Podobnie jest w innych kijowskich teatrach, czy to będzie Operetka grająca „Bal”, czy Narodowa Opera wystawiająca „Zaporożca za Dunajem”, pierwszą ukraińską operę, czy Akademicki Teatr im. Łesi Ukrainki z „Tangiem” Sławomira Mrożka – premiera odbyła się pod koniec marca br., wszędzie publiczność dopisuje, a bilety lepiej kupować z wyprzedzeniem. Wszędzie też obecna jest wojna, o której przypominają informacje o procedurach na wypadek alarmu i o zbiórkach na siły zbrojne. Kijowianie przywykli, że obrona przeciwlotnicza bardzo skutecznie chroni stolicę, bez obaw więc korzystają z miejskiego życia.
W Charkowie, niemal nieustannie ostrzeliwanym przez Rosjan, sytuacja jest znacznie trudniejsza. W ubiegłym roku obowiązywał zakaz organizowania wydarzeń angażujących więcej niż 50 widzów. W marcu br. administracja wojskowa zakazała imprez z udziałem widowni.