Przytulić rafę
Erik Speer był instruktorem nurkowania. Teraz dzierga, tka i wyplata
Patrzę na wiotkie koralowce, miękkie otwornice, puszyste ukwiały. Erik je dziergał, tkał i wyplatał, zmieniając w elementy wielkiej makramy. To jego teraźniejszość. Wcześniej kawał życia spędził pod wodą. Spodziewam się, że zaraz usłyszę historię artysty-nurka szukającego medium, które pozwoli mu odtworzyć podwodny świat. Ale nie, o tym, że sznurek zamienił się w korale, zdecydowała seria – nomen omen – przeplatających się przypadków.
Erik chciał być naukowcem. Dorastał w Nowym Meksyku, w Roswell. Co z tego, że – jak mówią – rozbiło się tam UFO, skoro dla dzieciaków niewiele tam do roboty?
– Szukałem sobie zajęć. Czytałem dużo naukowych książek, lubiłem matematykę. Jednocześnie przyjemność sprawiały mi prace manualne. Nie miałem cierpliwości do rysowania, wolałem rzeźbę. Ulubionym materiałem była glina, przyjemna w dotyku i dająca szybki efekt. Ale to było tylko hobby – opowiada.
Co roku z siostrami i rodzicami wyprawiali się na teksańskie wybrzeże. Chłopakowi z pustynnych okolic plaża wydawała się rajem. Dopiero gdy wrócił tam jako dorosły, przekonał się, jak zniszczone przez człowieka jest to miejsce.
Skok na głęboką wodę
Nurkować zaczął jako nastolatek w miejscach o niebo piękniejszych – w college’u nauczycielka biologii morskiej organizowała wyprawy nurkowe na Bahamy, do Kostaryki, na wyspy Galapagos.
– Poznałem świetnych ludzi, zaprzyjaźniłem się z dziewczyną, która uznała, że nurkowanie w różnych miejscach świata jest tym, co chce robić w życiu. Rzuciła szkołę i została instruktorką. Stała się dla mnie inspiracją – mówi Speer.
Mimo to jeszcze parę lat podążał ścieżką wytyczoną w dzieciństwie. Skończył college, poszedł na studia medyczne. Pracując w szpitalnym laboratorium, zrozumiał, że nie ma duszy naukowca.