Choć krytycy sztuki zgodnie umieszczają ją w czołówce polskich twórców, Rajkowska nie dorobiła się do dziś ani jednego albumu, ani jednej monografii. Mało tego, żadna galeria w kraju nie zaproponowała jej nigdy stałej współpracy. Dlatego mimo iż jest artystką ponadprzeciętną, ze sztuki nie żyje; by się utrzymać, pracuje na etacie w firmie komputerowej.
– Jestem poza rynkiem, poza obiegiem, poza oficjalnym światem sztuki. Osobna i „niestrawiona” przez tzw. art world. Mam za to potrzebę działania społecznego i robię to, co sprawia mi największą przyjemność – z mieszanką rezygnacji i satysfakcji mówi Joanna Rajkowska. Pełen uznania dla niej jest Wojciech Krukowski, dyrektor Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Instytucji, pod której egidą stawiano zarówno palmę, jak i Dotleniacz: – Rajkowską charakteryzuje duża pogoda ducha, a równocześnie determinacja. Nie zraża się kłopotami biurokratycznymi i organizacyjnymi. Dzięki temu udaje się jej zrealizować projekty, przy których inni twórcy dawno by zrezygnowali.
– Jest niezwykle pracowita – uzupełnia Magda Pustoła, kuratorka kilku jej projektów. – Potrafi uważnie słuchać i modyfikuje własne poglądy, jeśli uzna, że ktoś inny ma rację, a to wśród artystów niezwykle rzadka cecha.
Podwójna magister
Rajkowska urodziła się i dorastała w Bydgoszczy. Studiowała w Krakowie i jest podwójnym magistrem. Zaczęła od historii sztuki, ale przyznaje, że teoria niezbyt ją interesowała. Niemal równocześnie studiowała malarstwo w zacnej pracowni prof. Jerzego Nowosielskiego (dyplom w 1993 r.). – Niestety, nigdy nie nauczyłam się dobrze malować – mówi. Dziś po pędzel i farby sięga wyłącznie w momentach silnego stresu i tworzy malutkie, bardzo osobiste obrazki, które następnie chowa głęboko w szafie.