Wcześniej znany Arkadius
Arkadius powraca. Nikt z Polski nie wzbudził takiej sensacji w świecie mody
Nie idzie na łatwiznę. Zamiast kupować gotowe sadzonki, wybiera swoisty recykling – po zjedzeniu owocu sieje jego pestki, by opiekować się nimi do momentu, gdy wykiełkuje z nich roślina i będą mogły trafić do gruntu. – Przez pięć lat udało mi się posadzić co najmniej 200 drzew: owocowych, ale i bardziej egzotycznych z Amazonii, bo z każdej podróży przywożę nasiona – chwali się Arkadius.
Żyje w mieście Salvador, położonym nad Atlantykiem. Z czego? Z wynajmu nieruchomości, czasem z przygodnego zaprojektowania komuś wnętrz. Ale nie sprawia wrażenia, by w kwestiach materialnych potrzeba było mu wiele. Gdy tylko może, wyjeżdża do miejsc z niezepsutą jeszcze przyrodą, dwa miesiące temu wybrał się np. pod granicę z Wenezuelą i Gujaną. Dwie dekady temu był w zupełnie innym miejscu – fizycznie i metaforycznie.
Najbardziej wymagający krytycy w brytyjskich mediach, „Timesie”, „International Herald Tribune” czy „Guardianie” namaszczali go na nowego Alexandra McQueena, nowego Johna Galliano, nowego Husseina Chalayana – to trzy wówczas najgłośniejsze nazwiska elektryzującego świeżym podejściem do mody Londynu. Cathy Horyn z „New York Timesa”, znienawidzona przez wielu uznanych kreatorów (z Giorgio Armanim włącznie) za pryncypialność i niewyparzony język, pisała wręcz, że to właśnie dla Arkadiusa chce jej się ruszyć tyłek do Londynu. I w każdej recenzji jego projektów podkreślano, że pochodzi z – w domyśle egzotycznej – Polski.
Z egzotycznego Parczewa
Konkretnie z podlubelskiego Parczewa. Urodzony w 1969 r. Arkadiusz Weremczuk, kochający Maanam i ekstrawaganckie ubiory, nie miał czego w sennym miasteczku szukać. Podobnie w Krakowie, dokąd zgodnie z oczekiwaniami rodziny trafił na studia pedagogiczne.