Czytaj z moich ust
Żywa Biblioteka: wypożycz sobie człowieka. Chodzi o to, żeby patrzeć w oczy i zasiać ziarno
Jestem żywą książką – mówi Katarzyna, matka osoby transpłciowej. Została nawet bestsellerem, wiele osób chciało ją wypożyczyć. Ostatnio w czasie Żywej Biblioteki w Domu Kultury w Katowicach Bogucicach po raz pierwszy była książką w dwu tomach, bo wystąpiła razem ze swoim 19-letnim dzieckiem, które mogło opowiedzieć o swoim doświadczeniu. – Najwspanialsze jest to, że my, żywe książki, też się zmieniamy w takcie tych rozmów – mówi Katarzyna.
Żywa Biblioteka polega na tym, że możemy „wypożyczyć” tytuł, czyli – w tym wypadku – konkretną osobę na półgodzinną rozmowę, w trakcie której opowie nam swoją historię. Żywymi książkami często zostają osoby z grup narażonych na dyskryminację, zmagających się ze stereotypami czy niesprawiedliwym traktowaniem. Książki mają reprezentować odmienne środowiska, bo właśnie akceptacja różnorodności jest tu celem nadrzędnym. Tytuły znajdziemy w „katalogu”. Nad wypożyczeniami czuwają bibliotekarki i bibliotekarze, czyli osoby, które opiekują się „książkami” i doprowadzają je do czytelników, a także pilnują czasu. Wszystko poza tym jak w zwykłej bibliotece: jest „lada wypożyczeń”, czyli centrum informacji, tu się wybiera tytuły z katalogu i otrzymuje kartę biblioteczną. „Czytelnia” to przestrzeń przeznaczona do rozmowy, czasem może być to trawa czy ławka szkolna. Książki lądują też na „półce”, czyli w miejscu, gdzie czekają na wypożyczenie i mogą rozmawiać ze sobą, a także odpoczywają po rozmowach z czytelnikami.
Płaczą ze wzruszenia
Żywa Biblioteka to inicjatywa oparta na wolontariacie – żywe książki muszą często brać urlop w pracy na ten dzień. Można wypożyczenie „prolongować” – i rozmawiać dłużej.