Śmierć everymana
Gene Hackman: genialny everyman. Żył swoimi rolami, rozbijał stereotypy
Odejście legendarnego Gene’a Hackmana w wieku 95 lat nie było aż tak zaskakujące jak okoliczności jego śmierci. Ciała aktora, jego 65-letniej żony Betsy Arakawy i owczarka niemieckiego (jednego z trzech psów rodziny) zostały znalezione w stanie częściowego rozkładu w ich rezydencji w Santa Fe przez pracowników od konserwacji. Nie żyli prawdopodobnie od 17 lutego. W tym dniu rozrusznik serca Hackmana zanotował ostatnią aktywność. Wstępne wyniki śledztwa wykazały, że nie padli ofiarą zabójstwa ani nie zatruli się tlenkiem węgla, co sugerowała córka aktora. Nie można wykluczyć zbiorowego samobójstwa, na co mogą wskazywać rozrzucone leki na receptę w łazience, ale prawdziwą przyczynę śmierci – jeśli da się ją ustalić – poznamy dopiero za kilka miesięcy, po gruntownym przeprowadzeniu badań toksykologicznych i sekcji zwłok.
„Utrata wielkiego artysty zawsze jest powodem zarówno do żałoby, jak i do świętowania: Gene Hackman, wielki aktor, inspirujący i wspaniały w swojej pracy i złożoności. Opłakuję jego stratę i świętuję jego istnienie i wkład” – pożegnał na Instagramie genialnego artystę w imieniu całego środowiska Francis Ford Coppola.
Hackman był idealnym wcieleniem everymana. Zawsze wyglądający dojrzale, obdarzony wysokim wzrostem (188 cm), lekko łysiejący, uosabiał wątpliwości, gniew oraz życiowy bagaż niekoniecznie miłych doznań. Twardy, stanowczy, niezabiegający o niczyją sympatię, stanowił żywe przeciwieństwo równolatka Clinta Eastwooda czy młodszego o sześć lat Roberta Redforda – gwiazd Hollywood w dawnym stylu. Odtwarzane przez niego role przestępców, uginających się pod ciężarem odpowiedzialności przedstawicieli prawa, szpiegów, bohaterów wojennych, dowódców, trenerów czy prezydentów, podobnie jak jego pospolity wygląd, wydawały się monotonne, zbyt oczywiste.