Biznes hakuje miasta
Miejscowi się wynieśli, zanikły ciche rozmowy. Jeśli nic się nie zmieni, Gdańsk może upaść
ALEKSANDER ŚWIESZEWSKI: – W swej ostatniej książce „Szara godzina. Czas na nową architekturę” Filip Springer poświęcił panu osobny rozdział. Co go aż tak ujęło w proponowanych przez pana projektach?
JACEK DOMINICZAK: – Zajmuję się poszukiwaniem rozwiązań dla przyszłości miast. Za pomocą teorii architektury. Nie jest to częste wśród architektów i mam wrażenie, że to przede wszystkim zainteresowało Filipa. Dzisiaj jest wrażenie, że architektura, poza ekologicznym zaawansowaniem technologii, nie poszukuje zmiany. W Polsce jest to jeszcze bardziej widoczne. Wiele z kluczowych tekstów modernizmu wydano dopiero kilka lat temu. To skandal, który wywołał efekt przez Le Corbusiera zamierzony: oto niemal wszyscy zakochali się teraz w modernizmie. Co więcej, w Polsce panuje dziwna aura, w której nowa teoria najczęściej rozumiana jest jako rodzaj przeciwieństwa praktyki. Co najwyżej jako jej akademicka – w domyśle: nieżyciowa – alternatywa. Dla mnie teoria to praktyka. Tyle że wszystko, co prawdziwie nowe, tak długo pozostaje teoretyczne, jak długo czeka na pierwszą realizację.
Proszę więc opowiedzieć o pańskiej idei miasta dialogicznego.
Zaczęła się od lektury tekstów Emmanuela Lévinasa. Wybitny filozof zwrócił uwagę, że to wcale nie wolność ma kluczowe znaczenie, tylko etyka. Moją pracą było rozpoznanie, że przestrzenie miasta są rezultatem spotkań różnych architektur. Przynajmniej w teorii powinien między nimi zachodzić dialog. W tym problem. Dzisiejszym miastom najbardziej brakuje swego rodzaju architektonicznej etyki. Innymi słowy: beztroska wolność architektury powinna spełniać się we wnętrzach budynków. Za progiem domu, czyli w przestrzeni publicznej, powinna dominować już etyka.