Historia literatury kryminalnej to niekończąca się walka między nieskrępowaną wyobraźnią pisarską a ograniczeniami, jakie twórcom narzuca wiedza fachowa. Czy rozwój współczesnych technik kryminalistycznych pozbawi tę literaturę wdzięku?
Podczas panelu „Wyobraźnia i kryminalistyka”, zorganizowanego przez „Politykę” w ramach Festiwalu Nauki, najbardziej znany polski pisarz kryminałów Marek Krajewski opowiedział następującą historię: – W jednej z powieści wymyśliłem taką scenę, w której główny podejrzany popełnia samobójstwo w basenie w prosektorium. Ale jak ma się uśmiercić? Przez utopienie? Przecież może zostać odratowany przez śledczego. I nagle wpadłem na pomysł (chyba zresztą za „Milczeniem owiec”) samobójstwa popełnionego w wyniku odgryzienia sobie samemu języka! Tyle że taki pomysł wymaga weryfikacji. Pisarz zadzwonił więc do medyka sądowego z Wrocławia doktora Jerzego Kaweckiego, który potwierdził, że w istocie język jest organem szczególnie ukrwionym. – Dowiedziałem się też – kontynuuje Krajewski – że wykrwawienie w wyniku odgryzienia języka może nastąpić już po kilku, kilkunastu minutach. Tak oto wiedza fachowa przyszła tym razem w sukurs pisarzowi.
W dziejach literatury kryminalnej można wyróżnić trzy rundy pojedynku między wyobraźnią a kryminalistyką, która – mówiąc najprościej – jest nauką o śladach pozostawionych na miejscu zbrodni.
Detektyw w laboratorium
O początkach powieści detektywistycznej zwykło się mówić, że tworzona wówczas literatura była hołdem składanym nauce i rozumowi. Nie przypadkiem Sherlock Holmes zna się na truciznach, ma w mieszkaniu przy Baker Street niewielkie laboratorium chemiczne, potrafi identyfikować miejsca pobytu ofiar lub podejrzanych, dokonując analizy gliny i ziemi pozostawionej na obuwiu itd.
Polityka
41.2007
(2624) z dnia 13.10.2007;
Kultura;
s. 102