Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Dziewczyna, która ma wszystko, czyli nowy album Taylor Swift. To coś zupełnie innego

Pop-up „The Life of a Showgirl” Taylor Swift w Nowym Jorku Pop-up „The Life of a Showgirl” Taylor Swift w Nowym Jorku Sachyn Mital / East News
Na płycie „The Life of a Showgirl” nie ma może za wiele showgirl, ale jest bardzo dużo życia.

Nowa płyta Taylor Swift jest dostępna w serwisach streamingowych od godz. 6 rano polskiego czasu 3 października. „Tańczymy od rana”, dostałem wiadomość od koleżanki, „masz już ulubioną piosenkę?”. Powoli, muszę najpierw przesłuchać z pięć razy.

Taylor Swift w bezpiecznej przestrzeni

Gdy ściągam słuchawki w kawiarni Starbucks, okazuje się, że z głośników leci miks wcześniejszych piosenek Taylor Swift; to nie inicjatywa baristek, ale odgórnie zadana playlista. Od jakiegoś czasu odnoszę wrażenie, że muzyka popularna nieco umyka krytyce muzycznej – nie dlatego, że krytycy nie posiadają narzędzi, żeby ją oceniać, tylko dlatego, że wymaga innych narzędzi. Premiera płyty Taylor Swift jest przede wszystkim WYDARZENIEM, skupiającym uwagę mediów; dziennikarze naprędce produkują eseje próbujące rozszyfrować znaczenie piosenek; fanki wrzucają do mediów społecznościowych zdjęcia w specjalnych kostiumach (kolorem tej płyty jest pomarańczowy, akurat na jesień), spod kamieni wychodzą trolle i kontestatorzy, ostentacyjnie okazujący dystans, niechęć czy pogardę.

Jest to jeden z powodów, dla których zacząłem stronić od osobistego uczestnictwa w mediach społecznościowych. Nie licząc przyjaznego algorytmu TikToka, który stara się otulić użytkownika doskonale dopasowanymi treściami, dominują w nich treści złośliwie konstruowane do wzbudzenia negatywnych emocji. Rozmowa z koleżanką o ulubionej piosenkarce odbyła się więc w bezpiecznej przestrzeni prywatnego kanału komunikatora.

Podobną przestrzenią okazała się sala kinowa. W ten weekend można obejrzeć film „Taylor Swift | The Official Release Party of a Showgirl”, przygotowany specjalnie z okazji premiery płyty.

Reklama