Golgota, nie piknik
Od Nergala do Frljicia, czyli jak się sądzi polską sztukę. Takiej publikacji jeszcze nie było
Odwołany koncert we Wrześni, bo organizatorzy przestraszyli się Grzegorza Brauna. W Krakowie odwołane spotkanie z noblistką Hertą Müller w obawie przed aktywistami propalestyńskimi. Trudno powiedzieć, co tu bardziej oburza – groźby przemocy wobec kultury czy impotencja instytucji i władz publicznych. Wiemy jednak, że może być inaczej.
W 2017 r. stołeczny Teatr Powszechny nie cofnął się przed groźbami i wystawił, a następnie utrzymał w repertuarze „Klątwę” w reż. Olivera Frljicia. Teatr mógł jednak liczyć na wsparcie władz Warszawy, a widzów i instytucji broniła przed prawicowymi bojówkami policja oraz pracownicy ochrony. Swoje zrobiła Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga, która wszczęła postępowanie mające wyjaśnić, czy prezentacja spektaklu była aktem przestępstwa obrazy uczuć religijnych, nawoływania do popełnienia zbrodni i nawoływania do nienawiści. Zbrodni się nie dopatrzono, a „Klątwa” wystawiana jest do dziś, nie wzbudzając już niezdrowych emocji.
Podobną mobilizację wywołał wcześniej spektakl „Śmierć i dziewczyna” w reż. Eweliny Marciniak wystawiony w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Na czele protestów – przeciwko, jak to opisywano, pornografii w publicznym teatrze za publiczne pieniądze – wystąpił Piotr Gliński, minister kultury w dopiero co powołanym rządzie Zjednoczonej Prawicy. Spektakl pozostał na afiszu, a krytycy nowej władzy zyskali argument, że wróciły czasy politycznej cenzury rodem z PRL.
PRL jednak skończył się w 1989 r., a posocjalistyczna transformacja do demokracji i rynkowego kapitalizmu oznaczała także głęboką przemianę stosunku Polek i Polaków do kultury. Jednym z motorów tej zmiany były likwidacja cenzury i formalne zapewnienie wolności twórczej artystom oraz autonomii programowej instytucjom kultury.