Odbiera telefon od organizatorów Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, którzy zapraszają ją na uroczystą galę. Słyszy, że wraz z Krzysztofem Stroińskim dostali nagrodę za rolę w filmie Michała Rosy „Rysa”. Wieczór rozdania nagród. Wychodzi na scenę i dostaje pozaregulaminową nagrodę jury. Na sali konsternacja. Jury naprędce wymyśliło wyróżnienie dla aktorskiej pary, bo nagrody regulaminowe dostali inni artyści.
Jadwiga Jankowska-Cieślak: – Dali nam laurkę. Szkoda, że nie lizaka. Czegoś takiego chyba nigdy nie przeżyłam. Ale widocznie komuś zależało, żebyśmy publicznie zjedli tę żabę.
To nie było pierwsze zawodowe rozczarowanie w jej życiu. Prawie 40 lat wcześniej Janusz Morgenstern wybiera Jadwigę Jankowską, wówczas studentkę warszawskiej PWST, do głównej roli w filmie „Trzeba zabić tę miłość” według scenariusza Janusza Głowackiego. Magda w jej wykonaniu jest zadziorna, rozbrykana, radosna. Jest człowiekiem i projektem na człowieka. Wraz ze swoim chłopcem marzy o samodzielności, o własnym mieszkaniu, o byciu we dwoje. Zderzenie z dorosłym życiem jest bolesne. Chłopak dostaje wprawdzie pracę, ale sypia z żoną szefa. Magda widzi wokół siebie zakłamanie, fałsz i brutalność. Marzenia się rozsypują. Czy wtedy miała poczucie, że to także zapowiedź jej losu, że tak wygląda życie?
Jankowska-Cieślak: – Nie przyszło mi wówczas do głowy, że i mnie mogą spotkać rozczarowania. Moje patrzenie w przyszłość było słoneczne, optymistyczne. Ale dziś z perspektywy lat widzę, że ilość ciosów, bolesnych przeżyć zdecydowanie przeważa nad tym, co przyjemne w życiu.
Nie bez powodu wierzyła, że jej życie upłynie pod szczęśliwą gwiazdą. Za rolę w „Trzeba zabić tę miłość” dostała nagrodę im.