Jerzy Andrzejewski zabrał się za pisanie pierwszego z wymienionych utworów w 1955 r. Jeszcze przed październikowym przełomem i przed wystąpieniem z PZPR, które niemal zbiegło się z momentem wydania „Ciemności kryją ziemię” w 1957 r.
Ale już wtedy, kiedy zaczynał konstruować swoją opowieść o hiszpańskiej Świętej Inkwizycji, w komunizm nie wierzył. Tę wiarę, jak sam wyznał, utracił w 1953 r., a znakiem odwrotu było krążące w maszynopisie opowiadanie „Wielki lament papierowej głowy” – pierwszy w historii polski samizdat wydany oficjalnie dopiero na fali popaździernikowej odwilży w 1956 r.
„Ciemności...” są, rzecz jasna, rozrachunkiem pisarza ze stalinizmem. Metafora historyczna jest całkiem czytelna, a była jeszcze bardziej przejrzysta w momencie wydania książki, kiedy entuzjazm dla Władysława Gomułki i jego ekipy wygasał, a nadzieje wiązane z nowym kierownictwem PZPR stłumiła ostatecznie decyzja o zamknięciu tygodnika „Po prostu”, pisma najbardziej radykalnie domagającego się demokratyzacji. Andrzejewski miał swoje powody, by zająć się kwestią utraconej wiary i ideologicznej żarliwości oszukanej przez władzę. Wszak po wojnie zasłynął jako propagator nowego porządku. Napisał nie tylko „Popiół i diament”, ale też publicystyczną książkę „Partia i twórczość pisarza”, gdzie bez niuansów uzasadniał stalinowską tezę o literaturze w służbie politycznej ideologii. Później tę swoją postawę tłumaczył potrzebą fideizmu, choć zapewne dzielił z wieloma innymi wspierającymi nowy ład pisarzami satysfakcję z poczucia wpływu na rzeczywistość.
„Bramy raju” wydane po raz pierwszy w 1960 r. są powieścią historyczną i podobnie jak „Ciemności kryją ziemię” czytało się tę książkę, i czyta nadal, jako opowieść o ideologicznym oszustwie. Opisana tu średniowieczna dziecięca krucjata oficjalnie ma służyć chwale Kościoła i chrześcijaństwa, zaś faktycznie jest wynikiem młodzieńczych żądz erotycznych, co wykorzystuje spowiednik młodych i naiwnych krzyżowców. Tenże spowiednik pomyśli tuż przed śmiercią, że „to nie kłamstwa, ale prawda zabija nadzieję”.
Polityczny kontekst „Bram raju”, odwołujący się do mechanizmów autorytarnej czy totalitarnej władzy, nie był jednak tak jednoznaczny jak w przypadku pierwszej z omawianych powieści. W dużej mierze dlatego, że „Bramy raju” zostały ujęte w osobliwą, nawiązującą do tak zwanej antypowieści, formę. Książka składa się bowiem z dwóch zaledwie zdań. Pierwsze obejmuje całą niemal treść, drugie ogranicza się do frazy „I szli całą noc”. Ten formalny zabieg komentowany był najczęściej, także przez krytykę światową, zaś przesłanie powieści interpretowano przeważnie psychoanalitycznie, niekoniecznie zaś politycznie. Nawet brytyjska ekranizacja „Bram raju”, nakręcona przez Andrzeja Wajdę w 1968 r., koncentrowała się bardziej na motywach plątaniny uczuć o podłożu erotycznym niż na problematyce uwiedzenia przez ideologię.
W dwudziestolecie śmierci Andrzejewskiego (zmarł w 1983 r.) „Tygodnik Powszechny” zamieścił w okolicznościowym artykule taką oto wypowiedź Anny Synoradzkiej-Demadre, autorki biografii pisarza: „Andrzejewski był dobrym rzemieślnikiem pióra, choć nie był obdarzony geniuszem tej miary co Miłosz. Raczej nie obroni się »Popiół i diament« – oczywiście książka, a nie znakomity film Wajdy – pewnie nie ostanie się też »Miazga«. Ale myślę, że zawsze będzie można z przyjemnością wrócić do »Idzie skacząc po górach«, »Bram raju«, »Ciemności...«”. Trudno nie przyznać racji tej opinii. Po prawie półwieczu od pierwszego wydania „Bram raju” i ponad pięciu dekadach od powstania „Ciemności” oba te dzieła wciąż zachwycają. Można je czytać na różne sposoby, także jako szczególny typ powieści politycznej. Dzieje się z nimi to, co przydarza się najwybitniejszej klasyce – upływ czasu niejako paradoksalnie potęguje ich literackie walory.
SKLEP INTERNETOWY POLITYKI