Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Skóra słonia, dusza motyla

Więckiewicz Robert

Fot. Henryk Jackowski/BEW Fot. Henryk Jackowski/BEW
W 2007 r. na festiwalu w Gdyni Robert Więckiewicz odebrał nagrodę dla najlepszego aktora. W ubiegłym roku spędził na planach filmowych 150 dni. W tym czekają go trzy premiery.

Andrzej Saramonowicz: – Kiedy zobaczyłem go pod koniec 1999 r. w przedstawieniu „Ogień w głowie”, zrobił na mnie tak duże wrażenie – był niezwykle intensywny i wyrazisty, a także w fascynujący sposób brzydki – że postanowiłem obsadzić go w roli mnie samego (czyli scenarzysty) w „Pół serio”. Odtąd obsadę wszystkich moich rzeczy zaczynałem od niego. Specjalnie dla niego napisałem rolę Tytusa w teatralnym „Testosteronie”, był jedynym aktorem, którego obecności zażądałem od dyrektora Teatru Narodowego, gdy postanowił wystawić moją sztukę „2 maja”. Nasza znajomość została wystawiona na ciężką próbę, kiedy Robert – wybrawszy inne role – odmówił zagrania Tytusa w filmowym „Testosteronie”. Przez rok się do siebie nie odzywaliśmy, ale kiedy zacząłem pisać rolę Marka Dywanika w „Lejdis”, wiedziałem, że tylko Robert może to zagrać. Bo Więckiewicz nie jest dobrym aktorem. Jest aktorem wybitnym. Bywa cielesny, ale nie traci przy tym duszy, bywa brutalny, ale ujmuje wrażliwością, bywa prosty, ale nigdy nie wyłącza intelektu. No i ma charyzmę. Takich jak on na całe pokolenie zdarza się zaledwie kilku.

 

Juliusz Machulski: – Kiedy w 2000 r. przyszedł na próbne zdjęcia do „Pieniądze to nie wszystko”, od pierwszego spojrzenia zrozumiałem, że jest w nim potencjał na gwiazdę. Wyglądał wtedy jak młody Jean Gabin. Miał charyzmę i głos. Szybko zauważyłem, że jest jak czuły instrument muzyczny, z którego można wydobyć różne tony. Mocne, ale także delikatne. Od czasu „Pieniędzy” gra w każdym moim projekcie.

Polityka 2.2009 (2687) z dnia 10.01.2009; Kultura; s. 50
Oryginalny tytuł tekstu: "Skóra słonia, dusza motyla"
Reklama