Okres przednoworoczny jak zwykle obfitował w podsumowania stanu naszej kultury, a w szczególności literatury. Akurat niezbyt było co podsumowywać, bo to pustki, pustki i wiatr smętnie powiewa kartkami na mrozie. „Gazeta Wyborcza” życzyła sobie na nowy rok Pisarza Światowej Sławy, ale gdy się bliżej przyjrzymy, jaki ów geniusz miałby być, to krew zalewa. Okazuje się, że polscy inteligenci nie w przyszłość wychyleni, a w przeszłość, do niej tęsknią, chcą tego, co już znają. Na starość wszak ogląda się te same filmy, czyta znane już książki, jeździ na wakacje tam, gdzie zna się każdy kąt. Starzeje nam się inteligencja! Chcą więc, żeby to był, po pierwsze, taki facet z jajami, po drugie, żeby wziął za jaja problematykę narodową, ale z gombrowiczowską ironią, a jeszcze żeby się sprzedał jak Harry Potter na cały świat. Co się ze sobą kłóci, bo Rowling nie zajmuje się, chwała Bogu, problematyką narodową. Tak więc marzymy o nowym Mickiewiczu, ale z gombrowiczowską ironią i podlanego „Dziennikiem Bridget Jones”, aby i za granicą przeczytali. A zagranicznych wydawców poznałem jak złe psy! Literatura polska, powiadają ci panowie, jest nudna, bo jest o Oświęcimiu, a jest o nim dlatego, bo tylko takie rzeczy wydają.

Fot. Grzegorz Press
Tymczasem nie chciałbym być w skórze tegorocznego jury żadnej z poważniejszych nagród. Jako żywo z wątłej i mieszczącej się może na pięciu stronach zwartego komputeropisu sztuki Masłowskiej „Między nami dobrze jest” nie da się zrobić Wielkiego Dzieła.