Gdy zdyszana Faith zatrzymuje się na skraju dachu, gracz może przez chwilę podziwiać panoramę olbrzymiego megalopolis – miasta przyszłości – która roztacza się z 36 piętra wieżowca. Wiatr hula w szczelinach między stalowymi dźwigarami, a w dole słychać szum ruchu ulicznego i zawodzenie policyjnych syren. Zachwyt trwa jednak tylko chwilę, bo pogoń jest coraz bliżej. Faith bierze rozbieg i... ponad 200-metrową przepaścią przeskakuje na sąsiedni budynek, a sterujący jej ruchami gracz zamiera z niepewności.
Faith, bohaterka znakomitej gry zręcznościowej „Mirror’s Edge”, żyje na krawędzi, dosłownie i w przenośni. W bliżej nieokreślonej przyszłości ludzkość mieszka w jednym wielkim mieście, gdzie lasy drapaczy chmur ciągną się po horyzont. Pomimo że w mieście stłoczyło się kilkaset milionów mieszkańców, panuje w nim idealny porządek. A to wszystko dzięki wszechobecnym kamerom i ochroniarzom. Rząd, przy współudziale wielkich korporacji, dba o bezpieczeństwo obywateli. Zbrodnia nie istnieje, bo każde przestępstwo wykrywane jest na etapie planowania. Przepływ informacji jest monitorowany. Każdy telefon, każdy e-mail, każda rozmowa w parku – podsłuchiwane. Jedyną ostoją wolności są posłańcy, maratończycy z przyszłości, którzy przenosząc w torbach spisane na kartkach wiadomości, umożliwiają kontakt członkom ruchu oporu. Posłańcy – jednym z nich jest nasza bohaterka – żyją poza miejskim prawem, ich danych nie ma w rządowych rejestrach. Ciągle w biegu. Skaczą, wspinają się, uciekają po dachach budynków, krawędziach, konstrukcjach, szybach wentylacyjnych i kanałach klimatyzacji.