Film

Ulzhan

Recenzja filmu: "Ulzhan", reż. Volker Schlöndorff

materiały prasowe
Stare dobre wendersowskie motywy

Gdyby ktoś spóźnił się na czołówkę dziejącego się w kazachskich stepach dramatu Volkera Schlöndorffa „Ulzhan”, pomyślałby, że ogląda kolejny film Wima Wendersa. Powiedzmy, taki przeniesiony w regiony środkowej Azji sequel „Paryż, Teksas”.

Mamy tu kult dzikich przestrzeni i niedostępnej przyrody. Wędrówkę nieszczęsnego Europejczyka (Francuza) przemierzającego na piechotę, a potem konno dziesiątki kilometrów pustkowia w celu samozatracenia. Jest fotografia rodzinna służąca mu niczym talizman w chwilach totalnego załamania. Są też widoki upadłej cywilizacji kołchozów i łagrów, którą jeden z tamtejszych szamanów z zadumą wspomina: „mieliśmy zoo, a teraz mamy dżunglę”.

Pojawia się nawet zona śmierci, czyli obszar skażony radioaktywnie po bajkonurskich wybuchach atomowych, dokąd oczywiście desperacko próbuje się wedrzeć straumatyzowany bohater, lecz cud-dziewica o imieniu Ulzhan mu nie pozwala. Krótko mówiąc, stare dobre wendersowskie motywy kina drogi powracają tu w lekko zmodyfikowany sposób. 

Polityka 14.2010 (2750) z dnia 03.04.2010; Kultura; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Ulzhan"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Dzieci najczęściej umierają w nocy, boją się naszego lęku. „Płaczę, gdy wracam z dyżuru do domu”

Rozmowa z dr Katarzyną Żak-Jasińską, pediatrą zajmującą się opieką paliatywną, o przeżywaniu ostatnich chwil z dziećmi i szukaniu drogi powrotu do życia po ich stracie.

Paweł Walewski
22.04.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną