Dobiega końca festiwal w Cannes, tymczasem możemy zobaczyć w naszych kinach film, który zdobył jedną z głównych nagród w zeszłym roku. Nie każdy werdykt jury bywa trafny, ale tym razem nie ma wątpliwości: to dzieło znakomite, popisowo zrealizowane i zagrane, ale jednocześnie dające do myślenia, niepokojące. Akcja toczy się głównie w więzieniu, lecz szybko przekonamy się, że „Prorok” ma niewiele wspólnego z innymi filmami o podobnej tematyce.
Francuski reżyser Jacques Audiard w pewnym sensie odwraca najbardziej oczywistą metaforę, jaką stwarza rzeczywistość ograniczona murami. To tak, jakby Hamlet, zamiast swego „Dania jest więzieniem”, powiedział: „Więzienie jest Danią”. W filmie więzienie jest Francją czy wręcz pokazanym w mikroskali obrazem współczesnego świata – pozornie dobrze zarządzanego i kontrolowanego, w którym jeszcze lepiej zorganizowane są ukryte struktury osłaniające przestępców. Do takiego zakładu trafia Malik (rewelacyjny Tahar Rahim), 19-letni Arab skazany za pobicie policjanta, prostak bez elementarnego wykształcenia, który nauczy się składać francuskie litery dopiero na więziennych kursach.
Ma w sobie niewinność człowieka nieodróżniającego dobra od zła, ale jednocześnie hardość, co sprawia, że zainteresuje się nim sprawujący władzę nad strażnikami, odsiadujący ciężki wyrok, jeden z ojców chrzestnych mafii korsykańskiej. Najpierw jednak chłopiec musi zdać egzamin, zamordować podstępnie więźnia, który mógłby obciążyć zeznaniami Korsykanina. Wykonuje zlecenie bezbłędnie. Więzienie będzie dla niego szkołą życia, w której nieoczekiwanie zostaje prymusem. Ma szansę być gangsterem jeszcze lepszym od swego mistrza. A może nawet zasłużyć na odkupienie, czego nie wyklucza ostatnia scena filmu, i czemu widz, lekko zmanipulowany przez reżysera, gotów byłby przyklasnąć.
I jak to się ma do tytułu filmu? Reżyser tłumaczy: „Mamy do czynienia z prorokiem, który zapowiada nowy prototyp bohatera”.