Formalnie dokument „The End” 32-letniej Nicoli Collins niczym specjalnym się nie wyróżnia. Utrzymany w konwencji gadających głów, przypomina kronikę rodzinną z solidnie naszkicowanym historycznym tłem. Ojciec opowiada córce o biedzie w czasie okupacji, twardym dzieciństwie w londyńskim East Endzie. Szkole, pracy, emeryturze.
Jeśli od pierwszej do ostatniej minuty napięcie nie siada, a każde kolejne słowo wywołuje szok, to dlatego, że bohaterem jest autentyczny gangster Les Falco. Jeden z najbardziej brutalnych przestępców Anglii, mający na sumieniu dziesiątki ofiar, lata odsiadki i mnóstwo ciekawych przemyśleń, z którymi chętnie się dzieli przed kamerą. Niektóre szczegóły dopowiadają jego kumple po fachu, m.in. egzekutor długów, zawodowy bokser, dając barwny opis mentalności ludzi, dla których zbrodnia jest czymś normalnym.
Niewinne pytanie Collins: „co robiłeś tatku w tej wojnie”, też działa na wyobraźnię, bo robiąc film reżyserka nie miała do końca świadomości, z kim spędziła połowę swego życia. Niesamowite!