Fajnie jest opalać się na wyspie Santorini. Wokół skalne urwiska otaczające morski krater, krystaliczne powietrze i niesłychane, niebieskie kopuły prawosławnych cerkiewek. Wakacyjna kraina posiada niestety pewien mankament. Niespecjalnie nadaje się (nawet jako egzotyczne tło) do problemowych opowieści. Christos Georgiou, reżyser ni to komedii, ni dramatu rodzinnego „Małe grzeszki”, próbował coś ogarnąć, jakoś ze sobą posklejać, ale się pogubił. Nudząc, stąpając jak słoń w składzie porcelany, wszelkimi sposobami wzbraniał się przed nakręceniem lekkiej turystycznej reklamówki. Wyszła mu ciężkostrawna romantyczna farsa z trupem jako motywem wiodącym, rozegrana w pięknych okolicznościach przyrody.
Policjant fajtłapa rozbijający się po polnych drogach na rozklekotanym motorku (Aris Servetalis) nie jest zabawny. Modelka prowadząca na żywo poranne programy w regionalnej stacji, przeżywająca straszliwe katusze na widok swojej konkurentki w telewizorze (Vicky Papadopoulou), nie budzi współczucia. Równolegle toczy się śledztwo w sprawie tajemniczego zgonu staruszka przechowywanego w zamrażarce do lodów i to by właściwie było na tyle. Szczęściarze, którzy mieli okazję zwiedzić perłę greckich archipelagów, spuszczą kurtynę miłosierdzia na te wygłupy. Amatorzy wygodnego podróżowania w kinowym fotelu też niewiele zyskają. W realu Santorini prezentuje się znacznie lepiej.
Małe grzeszki, reż. Christos Georgiou, prod. Grecja, 95 min