Ekranizacja głośnej powieści Kazuo Ishiguro „Nie opuszczaj mnie” (nominowanej w 2005 r. do Bookera), dokonana przez Brytyjczyka Marka Romanka, oddaje w miarę rzetelnie dość śmiały zamysł pisarski. Ale też wiele w nim upraszcza. Książka została napisana specyficznym językiem w formie wspomnienia-pamiętnika dojrzewającej dziewczyny. Wychowywana w internacie w Hailsham, nie pamięta swoich rodziców, nie rozumie, dlaczego zabrania się jej opuszczać szkolny teren, i bardzo cierpi z powodu niemożności posiadania dziecka. Jej monolog, odkrywający w końcu straszne przeznaczenie wychowanków, jest z założenia niefilmowalny. Stanowi okrutną alegorię ludzkiego losu, pokazuje konsekwencje bezdusznego podejścia do naukowych badań i generalnie określa stosunek człowieka do śmierci, wymuszonej ofiary, poświęcenia dla innych.
Reżyser postawił na tajemnicę i emocje. Nie tłumaczy zrazu dziwnych zachowań trójki głównych bohaterów, którzy nie przejawiają ochoty na bunt przeciwko nauczycielom strażnikom, z pokorą przyjmują wyznaczoną im rolę i godzą się na życie w ciągłej niepewności. Interesuje go miłość, a raczej skutki niemożności jej przeżycia w obliczu koszmarnych eksperymentów eufemistycznie nazywanych w filmie donacjami. Osadzenie akcji w rzeczywistym czasie, bardzo pieczołowicie oddana atmosfera thatcherowskiej Anglii, nie pozwalają zbyt szybko się zorientować, że opowieść ma charakter antyutopii rodem z science fiction. W chwili gdy to następuje, natychmiast pojawia się szereg wątpliwości natury psychologicznej, których nie rozwiewa przyzwoite aktorstwo Keiry Knightley, Carey Mulligan i Andrew Garfielda.
Nie opuszczaj mnie, reż. Mark Romanek, prod. USA, Wielka Brytania, 103 min