Ileż to razy motyw oparty na sadystycznej przyjemności oglądania bezbronnej istoty, maltretowanej przez bliskich-nieznajomych, był już wykorzystywany w kinie? Samych horrorów po obu stronach Pacyfiku powstało na ten temat kilkanaście, a jeszcze „Śmiech w ciemnościach” czy „Doczekać zmroku”. Kiedy więc zaprawiona w straszeniu, ambitna ekipa „Labiryntu Fauna” ogłosiła, że i oni zapisują się do klubu, z radości ciarki przebiegły mi po plecach. Hiszpański thriller psychologiczny „Oczy Julii” Guillema Moralesa wielkiej satysfakcji jednak nie przynosi. Owszem, jest tu kilka szarpiących nerwy scen, ale całość z lekka w sumie rozczarowuje.
Atrakcją jest podwójnie prowadzona narracja. Tracąca wzrok dziewczyna, grana przez Belen Ruedę, powtarza smutny los siostry, która popełniła samobójstwo w niejasnych okolicznościach. Bohaterka podejrzewa, że nie mogła tego zrobić dobrowolnie, ale wyjaśnieniu zagadki przeszkadza postępująca choroba oczu. Widz nie ma raczej trudności z rozpoznaniem, co jest tworem jej wyobraźni, a co dzieje się naprawdę, i to chyba przesądza o emocjonalnym dystansie. Atmosfera osaczenia, obłąkania, niepewności jakoś nie narasta. Zamiast mrożącej krew w żyłach historii, powstała dziecinna zabawa w ciuciubabkę.
Oczy Julii, reż. Guillem Morales, prod. Hiszpania, 116 min