Jeżeli ktoś nie wierzy, że niezależne kino nadal w Ameryce istnieje, musi koniecznie wybrać się na film Paula Gordona, scenarzysty i reżysera, który zagrał też główną rolę, a potem jeszcze zajął się montażem i muzyką. Pomogli przyjaciele, zwłaszcza posiadacz istotnego dla dalszego rozwoju akcji skutera. „Szczęśliwy poeta” kosztował 25 tys. dol., dlatego nie dziwmy się, że akcja toczy się głównie w plenerze i to w jednym miejscu, konkretnie w parku, gdzie główny bohater Bill ustawia zakupiony na raty wózek do sprzedaży hot dogów. (Takim jak on banki nie ufają). Bill ma zamiar osiągnąć sukces w branży gastronomicznej, i to postępując niestandardowo: nie chce wciskać ludziom żadnych świństw, proponuje im natomiast organiczną zdrową żywność, w tym specjalność „zakładu” – sałatkę z jajkiem bez jajka. Pojawiają się chętni, ale aby naprawdę rozkręcić interes, trzeba zastosować normalne chwyty marketingowe, rozpoczynając od chwytliwej nazwy, i stąd właśnie tytułowy „Szczęśliwy poeta”.
Niezależny biznesmen przypomina niezależnego filmowca – też nie ma funduszy, robi coś nowego, wbrew przyzwyczajeniom klienteli, i aby odnieść sukces, musi pójść na pewne ustępstwa. Ale w sumie się opłaca. W biznesie i w kinie. Wprawdzie film Gordona nie trafił w USA do normalnej dystrybucji kinowej, ale za to jeździ po festiwalach, no i teraz można go zobaczyć w Polsce. Nie trzeba jednak przesadzać z pochwałami. „Szczęśliwy poeta” to po prostu sympatyczny filmik wegetariański, lekkostrawny jak wspomniana sałatka z jajkiem bez jajka.
Szczęśliwy poeta, reż. Paul Gordon, prod. USA, 85 min