Film niemy w epoce kina cyfrowego w 3D? Przecież to szaleństwo. A jednak pomysł na czarno-biały eksperyment z planszami zamiast słów okazał się strzałem w dziesiątkę. „Artysta”, zrealizowany w manierze hollywoodzkiego melodramatu z przełomu lat 20. i 30. XX w., bawi, wzrusza i uwodzi, mimo pastiszowej stylizacji na archaiczne kino.
Opowiedziana w filmie historia jest najzupełniej banalna i złożona wyłącznie z fabularnych stereotypów. W wyniku wprowadzenia dźwięku załamuje się kariera hollywoodzkiego gwiazdora kina niemego (Jean Dujardin), który – jak niegdyś Chaplin – nie wierzy, że wynalazek się przyjmie. Szybko więc ląduje na bruku, podczas gdy inni „gadający” aktorzy – w tym obiekt jego westchnień, śliczna starletka (Berenice Bejo) – osiągają szczyty.Tym, co w „Artyście” zachwyca najbardziej (oprócz fantastycznych kreacji całej obsady), są reżyserskie sztuczki francuskiego zapaleńca Michela Hazanaviciusa, który dokonał cudu i opowiedział ten wyciskacz łez nowocześnie, atrakcyjnie, dowcipnie, a zarazem zgodnie z duchem dawnych czasów.
Artysta, reż. Michel Hazanavicius, prod. Francja, Belgia, 100 min