Łodzią po Wiśle
Recenzja filmu: "Wszystko płynie", reż. P. Ivan Ivanov, K. Dziomdziora
Trudno odmówić autorom fabularyzowanego dokumentu „Wszystko płynie” wrażliwości na piękno natury. W ich nostalgicznym filmie zachwycające, zmysłowe widoki koryta Wisły przeplatają się z migawkami monotonnych dni upływających podróżnikowi płynącego starą, niemodną łodzią z Warszawy aż do ujścia rzeki. Poznajemy jego sny, przypadkowych rozmówców na krótkich postojach przy brzegu, innych samotnych żeglarzy. Takie wyprawy odbywają zazwyczaj ludzie zranieni, poszukujący wyciszenia albo ucieczki od rzeczywistości. Powody wędrówki Piotra Kamonta nie są do końca jasne, choć można się domyślać, że stoi za tym nieszczęśliwa miłość (bohater trzyma w plecaku pierścionek zaręczynowy, nie może się dodzwonić do dziewczyny, która mu się śni).
Reżyserzy Ivanov i Dziomdziora prawdziwym bohaterem „Wszystko płynie” czynią jednak Wisłę – nieuregulowaną, zdradliwą rzekę, której zagadkowe piękno starają się podkreślać subtelnymi zdjęciami i rozpoetyzowaną muzyką. Niestety, przy niedostatku głębi i dramaturgii ich film niejednokrotnie zaczyna przypominać reklamową pocztówkę.
Wszystko płynie, reż. Piotr Ivan Ivanov, Krzysztof Dziomdziora, prod. Polska, 75 min