Oto kolejny dowód na wysoką formę rumuńskiej nowej fali. „Dobre chęci” Adriana Sitaru („Piknik”) łączą ogień z wodą, czyli weryzm z kreacją; monotonną, naturalistyczną narrację z subiektywnym portretem obsesyjnych stanów lękowych trzydziestoparoletniego mężczyzny opiekującego się w szpitalu chorą matką. Najważniejszy w tym filmie – w którym bez przerwy ktoś coś mówi lub udziela dobrych rad – nie jest jednak przeżywający napady paniki nadwrażliwy bohater, lecz sposób prowadzenia kamery. Cała finezja tego dość męczącego w oglądaniu dramatu psychologicznego polega na wyborze perspektywy, z jakiej widzowie mogą obserwować coraz bardziej niepokojące zachowanie niedowierzającego nikomu człowieka. Punkt widzenia kamery zawsze odpowiada konkretnemu spojrzeniu jednej z filmowych postaci, niekoniecznie najważniejszej. Nieoczekiwane zmiany narratora wprowadzają zamieszanie, dają niekiedy surrealistyczny efekt obecności jakiejś drugiej, nieuchwytnej rzeczywistości, która niepokoi protagonistę. Gra go z dużym wyczuciem Bogdan Dumitrache – za tę rolę otrzymał nagrodę na festiwalu w Locarno, podobnie zresztą jak Sitaru za reżyserię. „Dobre chęci” to jeden z największych sukcesów rumuńskiego kina minionego sezonu.
Dobre chęci, reż. Adrian Sitaru, prod. Rumunia, 98 min