Madonna performance’u
Recenzja filmu: "Marina Abramović. Artystka jest obecna", reż. Matthew Akers
Poprzez zadawanie sobie bólu, podpalanie, duszenie, biczowanie, samookaleczenie lub też prowokowanie do sadystycznych zachowań uczestników organizowanych przez nią happeningów, Abramović stara się zakwestionować tradycyjną relację z publicznością. Radykalizm jej działania budzi sprzeciw, opór, jednocześnie przyciąga i fascynuje. Od blisko pół wieku trwają dyskusje, czy warto nazywać to sztuką, czy raczej mamy do czynienia z bezwstydnym, obłąkańczym ekshibicjonizmem. Dokument Matthew Akersa poświęcony pochodzącej z byłej Jugosławii, dziś 66-letniej artystce i celebrytce, nie unika stawiania kłopotliwych pytań, pozwala poznać budzącą kontrowersje postać bliżej, również jako osobę prywatną, ciężko doświadczoną. Towarzyszymy jej w trakcie słynnej akcji w nowojorskim muzeum sztuki nowoczesnej, gdzie miała niedawno swoją retrospektywę. Przez trzy miesiące, codziennie, przez siedem godzin siadała nieruchomo na krzesełku, przyjmując w milczeniu tych, którzy mieli odwagę spojrzeć jej w oczy. Tym przedziwnym aktem duchowej komunii ze swoimi widzami Abramović po raz kolejny udowodniła, że jej dzieło wymyka się wszelkim definicjom, a jej eksperymenty pełnią funkcję spektakli, spowiedzi, szarlatanerii, grupowej psychoterapii jednocześnie. Można ich nie akceptować, po obejrzeniu filmu jednak będzie się lepiej rozumiało, po co i w imię czego to robi.
Marina Abramović. Artystka jest obecna, reż. Matthew Akers, prod. USA, 109 min