Szekspir w więzieniu
Recenzja filmu: "Cezar musi umrzeć", reż. Paolo i Vittorio Taviani
Łączy elementy skromnego, telewizyjnego reportażu, psychodramy, a nawet fabuły, ale w żadnej gatunkowej szufladce się jednak nie mieści. Bracia Taviani (obydwaj przekroczyli już osiemdziesiątkę) sięgają do szekspirowskiego repertuaru, pokazując grupkę więźniów biorących udział w przedstawieniu „Juliusz Cezar”. Śmiech od początku towarzyszy temu projektowi. Scena przesłuchania bandziorów, kiedy mają zaprezentować swoje aktorskie umiejętności przed Fabio Cavellą, znanym włoskim reżyserem teatralnym, opiera się wręcz na absurdzie sytuacyjnym. Mafiosi, wielokrotni zabójcy, członkowie camorry, ’ndranghety i innych przestępczych organizacji ćwiczą dwie scenki: pożegnania z narzeczoną na lotnisku i wkurzenia przy okienku na poczcie. Nie mówią napisanymi przez scenarzystę dialogami, tylko tekstem, którego nie są w stanie nigdy zapomnieć: nazywam się tak i tak, urodziłem się tu i tu, moi rodzice są tym i tym itd. Nie chodzi o to, co mówią, tylko jak. O sprawdzenie ich wrażliwości emocjonalnej, czy potrafią wyrazić czułość i złość.
W „Cezar musi umrzeć” wszystko jest autentyczne. Więźniowie są sobą. Akcja naprawdę rozgrywa się za kratami najsłynniejszego rzymskiego więzienia o zaostrzonym rygorze Rebibbia, gdzie przestępcy odsiadują astronomiczne wyroki. Próby odbywają się na spacerniaku, w ciasnych korytarzach, w sali wizyt. Poetycki język Szekspira został specjalnie przetłumaczony na sycylijskie, apuliańskie i inne dialekty, w jakich rozmawiają osadzeni. Naturszczycy występują pod swoimi nazwiskami, tylko jedna osoba, grająca Brutusa, skończyła niedawno odsiadywać karę 14 lat i ośmiu miesięcy i pozostaje na wolności. O swoich prywatnych problemach właściwie nie mają nic do powiedzenia. Z plansz informacyjnych wiadomo tylko, kto i za co został skazany. O całej reszcie mówi Szekspir. Tematem „Juliusza Cezara” jest zdrada, spisek, przyjaźń, lojalność, władza, zwątpienie. I oczywiście zabójstwo. To jedna z najwnikliwszych tragedii charakterów mistrza ze Stratfordu, która naświetla dylematy sumienia morderców, uważających się za ludzi honoru. Bohaterowie filmu też są ludźmi honoru, tyle że niezdolnymi do autorefleksji, ze skrzywionymi kręgosłupami moralnymi. Nie potrafią wyrażać ani nazywać bardziej skomplikowanych stanów psychologicznych. Dopiero dzięki frazom szekspirowskiego dramatu o „swędzących dłoniach”, „pieniądzach zdobywanych szalbierstwem” i „dobru zastępowanym lepszym” dociera do nich prawda o nich samych. Jeden z gangsterów po zagraniu sceny budzenia się wyrzutów sumienia, która uświadomiła mu jego własną winę, szczerze nazywa Szekspira geniuszem, bo wydaje mu się, że dramaturg tak dobrze poznał świat cosa nostry, że musiał mieszkać w jego rodzinnym Neapolu. Inny wyznaje, że odkąd przeczytał sztukę, cela stała się dla niego prawdziwym więzieniem. O tej przemianie i narodzinach świadomości zrobili film bracia Taviani.
Cezar musi umrzeć, reż. Paolo i Vittorio Taviani, prod. Włochy, 76 min