To będzie we Francji rok Moliera. 15 stycznia mija 400 lat od jego urodzin, a twórca „Chorego z urojenia”, „Szkoły żon” czy „Mizantropa” nadal jest najpopularniejszym i najczęściej wystawianym francuskim autorem.
Można zaryzykować twierdzenie, że najlepsze historie (te literackie) biorą się ze znajomości historii (tej, która zaczyna się od Herodota).
Epidemia 1603 tliła się jeszcze przez trzy lata i była najpoważniejszą z kilku, których doświadczył Szekspir. W każdej z napisanych wówczas sztuk dopatrzyć się można pandemicznych aluzji.
Jeśli Bradecki zamierzał zrobić spektakl o nijakości współczesnych, życiu bez głębszego sensu, co ma kończyć się samounicestwieniem i otwarciem drogi tyranii, to wyszło, hmmm… nijako. Czyli sukces?
Szekspirowski Wiedeń staje się współczesną Warszawą, a pełna świetnych obserwacji i złożonych portretów psychologicznych sztuka o ponadczasowym cynizmie władców, hipokryzji moralizatorów i okrucieństwie ukrytym pod maską łaski staje się satyrą na rządzoną przez PiS Polskę.
Szekspirowska „Burza” w choreografii Krzysztofa Pastora po raz pierwszy została wystawiona w 2014 r. w Amsterdamie. Teraz zainaugurowała Festiwal Szekspirowski Polskiego Baletu Narodowego.
23 kwietnia minie 400 lat od śmierci Williama Shakespeare’a. W liczbie wydrukowanych kopii jego utwory przegrywają jedynie z Biblią. I podobnie jak ona mogą być dziełem zbiorowym.
Niezbyt wyszukana komedia Szekspira, z akcją osnutą wokół damsko-męskich intryg.
Pomysł niezły, ale wykonanie nieznośnie pretensjonalne.
Powstał spektakl dobry, ze zmarnowaną szansą na coś więcej.