Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Historia

Historia, jakiej nie znacie: Szekspir, Falstaff i śledzie

Bitwa o śledzie na XV-wiecznej ilustracji Bitwa o śledzie na XV-wiecznej ilustracji Wikipedia
Można zaryzykować twierdzenie, że najlepsze historie (te literackie) biorą się ze znajomości historii (tej, która zaczyna się od Herodota).

Gdzież można znaleźć tyle wspaniałych postaci, dramatów, ludzkich namiętności, tym dla autora cenniejszych, że prawdziwych? Wystarczy znaleźć zajmującą opowieść, potem nieco ją przyprawić, lekko poprzekręcać fakty i nazwiska i, jeśli starczy talentu, można stworzyć dzieło zajmujące czytelnika przez 400 lat z okładem.

Falstaff i pan Zagłoba

Przepis ten znał i stosował ze znakomitym skutkiem Szekspir, genialnie przerabiając znane z historii motywy, by jako przykład podać tylko „Makbeta”, „Hamleta” czy „Romea i Julię” (po raz pierwszy tę znaną tragedię opisał w XV w. zapomniany nieco sieneński humanista Masuucio di Salerno). Ale nie do słynnych kochanków zmierzamy, lecz do wymyślonego czy raczej „przerobionego” przez Szekspira Falstaffa, tej najbardziej znanej figury żołnierza samochwała, tchórzliwego żarłoka, zabawnego facecjonisty i realisty („najcenniejszym składnikiem waleczności jest rozwaga”), który zawsze spada na cztery łapy.

Czytaj też: Zabójcy tyranów zwykle źle kończyli

W dwóch częściach „Henryka IV” Szekspir przedstawił go z pewną sympatią, jednak gdy królowa Elżbieta wyraziła życzenie, by stał się on bohaterem odrębnego, poświęconego mu dzieła, dramaturg opisał go w „W wesołych kumoszkach z Windsoru” – może na złość władczyni jako niesympatycznego durnia. A skoro jeszcze, mimo wyraźnych wysiłków niżej podpisanego, jesteśmy przy literaturze, to warto dodać, że najsłynniejszym polskim przykładem odwróconych cnót Falstaffa jest, rzecz jasna, Onufry Zagłoba, tym wszakże różniący się od angielskiego pierwowzoru, że potrafił w chwili niebezpieczeństwa wykazać się prawdziwą dowagą.

Reklama