Pastisz kina niemego, który przyniósł francuskiej ekipie „Artysty” światową sławę i zasłużone Oscary, zainspirował też innych twórców zakochanych w starym kinie do szukania sposobów na odświeżenie pozornie tylko martwych konwencji. Przykładem zaskakująco udanej żonglerki archaicznymi, a przez to niesamowicie śmiesznymi, układami miłosnymi, patronującymi mieszczańskiej komedii połowy ubiegłego wieku, jest „Wspaniała” – debiut reżyserski Regisa Roinsarda. Znaleźć w nim można chyba wszystkie skompromitowane chwyty stosowane w sentymentalnych, romantycznych farsach – od „Słomianego wdowca” po „Parasolki z Cherbourga” (razem z ich współczesnymi telenowelowymi klonami). Są jednak delikatnie, na tyle umiejętnie wystylizowane, dowcipnie przetworzone, że zamiast zawstydzenia wzbudzają dreszczyk podziwu, a nawet wzruszenie.Nikt tu niczego nie udaje. Bajkowa umowność pastelowego świata nie podlega dyskusji. Dominujący, wielkoduszni, przystojni szefowie zasłaniają szorstką obojętnością zranioną duszę (Romain Duris). Mdlejące na ich widok, absolutnie oddane sekretarki walczą do upadłego nie tylko o ich uczucie, ale też o własną niezależność (Déborah François). Element niespodzianki to sportowe konkursy daktylografii (szybkiego pisania na maszynie), wokół których osnuta została wątła fabuła filmu, nawiązująca dyskretnie do „Pigmaliona”.
Krótko mówiąc: od pierwszego do ostatniego kadru wszystko wydaje się tu przewidywalne, lecz paradoksalnie na tym właśnie opiera się atrakcyjność tego wyidealizowanego, lekkiego jak piórko widowiska.
Wspaniała, reż. Regis Roinsard, prod. Francja, 111 min