Pojawiające się niczym refren awangardowego wiersza teledyskowe wstawki krojenia i patroszenia ryb. Napisy po polsku i w jidysz. Konwulsyjne, baletowe występy upozowanego na drag queen Tomasza Tyndyka. Bijący z każdego kadru i spojrzenia emocjonalny chłód sprawia wrażenie ostentacyjnego chaosu, bezczelnej prowokacji, której łatwo zarzucić intelektualną niezborność. A jednak w tym szaleństwie, starającym się oddać rozpaczliwą szamotaninę trójki bohaterów niemających odwagi szczerze ze sobą porozmawiać, jest metoda. Rozgrywający się w scenerii wiejskiego pustkowia „Sekret” podejmuje podobny temat co głośne „Pokłosie”. Bierze pod lupę antysemityzm polskich patriotów, walczących w czasie okupacji z Niemcami, i drąży poczucie winy pokolenia ich wnuków, niepotrafiących udźwignąć prawdy o zbrodniach kochanych, powszechnie szanowanych przodków.
Zamiast prostych, jednoznacznych rozliczeń Wojcieszek pokazuje upiornie dręczącą psychiczną blokadę wszystkich uczestników dramatu. Niemoc i bezradność w artykułowaniu najprostszych, a zarazem najboleśniejszych faktów. Uświadamia, jak trudno się przełamać, nawiązać dialog oparty nie na zbiorowym kłamstwie i ugrzecznionych polskich mitach. Gatunkowa nonszalancja reżysera, przeciąganie estetyki w rozmaite strony wyraża nonkonformistyczny bunt 39-letniego autora, który, jak zawsze, nie chce popadać w popkulturowy banał. Może nie jest to bunt spektakularny, budzący ogień i gniew. Ale ma swoją wagę i wart jest docenienia.
Sekret, reż. Przemysław Wojcieszek, prod. Polska, 81 min