Erudytka z alzheimerem
Recenzja filmu: „Motyl Still Alice”, reż. Richard Glatzer, Wash Westmoreland
„Motyl Still Alice” pokazuje zderzenie zaburzenia z codziennymi rytuałami: od pierwszych zapomnianych wyrazów po gubienie się we własnym domu. Staje się jednocześnie wzruszającym namysłem nad tym, co właściwie człowieka określa: wyrażane myśli czy uczucia?
Julianne Moore, nagrodzona za tę rolę Oscarem, gra świetnie – już w samym jej spojrzeniu widać stopniowo zanikającą osobowość. Jej Alice Howland to profesor lingwistyki, błyskotliwa erudytka. Ma tylko 50 lat, gdy dowiaduje się, że przez alzheimera szybko utraci swój aktywny udział w relacjach z innymi ludźmi. A jeżeli bazą związków międzyludzkich, które budowała do tej pory Alice, jest intelektualna stymulacja i niezależność, to w jakim stopniu teraz bliscy (w roli rodziny m.in. Kristen Stewart i Alec Baldwin) powinni zacząć swoje życie dla niej poświęcać? Bohaterka chce jak najdłużej panować nad odbiorem czasu i przestrzeni. Zaczyna ukrywać pierwsze symptomy i polegać coraz mocniej na technologii. Smartfon, pełen uzupełnianych notatek i powiadomień, pozwala jej zachować kontrolę i poczucie godności. Alice wykorzystuje go, by regularnie odpowiadać na pięć tych samych pytań – upewnia się w ten sposób, w jakim jest stanie. W pewnym momencie, gdy choroba jest już zaawansowana, trafia w komputerze na film nagrany dla siebie samej tuż po diagnozie. Próba wykonania zawartych w nim instrukcji to w tej chłodno i precyzyjnie opowiadanej historii scena jak z dreszczowca.
Film „Motyl Still Alice” wszedł do Polski w okresie świątecznym, łatwo go było przeoczyć. Warto jednak o nim pamiętać, nie tylko dlatego, że – jak niedawno pisaliśmy w POLITYCE – alzheimer będzie w przyszłości chorobą coraz powszechniejszą.
Motyl Still Alice, reż. Richard Glatzer, Wash Westmoreland, prod. USA, 99 min