Patrz i zapamiętaj
Recenzja filmu: „Karski i władcy ludzkości”, reż. Sławomir Grunberg
Bywa dziś nazywany Jamesem Bondem Polskiego Państwa Podziemnego, ale chyba nie byłby zadowolony z tego porównania. Nigdy nie zamierzał być agentem, w młodości marzył natomiast o karierze dyplomatycznej, do której, wydawało się, został stworzony. Był wykształcony, przystojny, znał języki obce (choć we wszystkich mówił z polskim akcentem). Wybuch wojny sprawił, że marzenia legły w gruzach, choć w pewnym sensie został dyplomatą: był emisariuszem przedstawiającym „władcom ludzkości” (w oryginalnym tytule brzmi to jeszcze mocniej „Lords of Humanity”) raport o eksterminacji Żydów w okupowanej Polsce. Władcy zachowywali jednak wstrzemięźliwość, włącznie z amerykańskim prezydentem Franklinem D. Rooseveltem. Nawet sędzia tamtejszego Sądu Najwyższego, Żyd, nie dał się przekonać. Wpływowy „New York Times” notkę o „raporcie Karskiego” zamieścił na 16 stronie. Władcy zajęci byli bowiem globalnymi działaniami wojennymi, pomoc obiecywali po pokonaniu Niemców.
Karski i władcy ludzkości, reż. Sławomir Grunberg, prod. USA/Polska, 87 min