Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Film

Egzystencjalny klip

Recenzja filmu: „11 minut”, reż. Jerzy Skolimowski

Wojciech Mecwaldowski w roli zazdrosnego męża Wojciech Mecwaldowski w roli zazdrosnego męża Kino Świat
Zbliżający się do osiemdziesiątki Skolimowski pokazał, że jest twórcą młodym i wciąż eksperymentującym.

Akcja filmu zaczyna się o godzinie 17, co dla warszawiaków ma przecież znaczenie. Jeżeli zaś w tytule znalazła się liczba 11, a nad stolicą, tuż nad jej śródmiejskimi wysokościowcami, przelatuje samolot, to też łatwo się domyślić, jakich skojarzeń widza spodziewa się reżyser. „11” pojawia się zresztą parę razy: na 11. piętrze hotelu rozgrywa się najbardziej dramatyczna scena, te same cyferki dostrzeżemy na tablicy rejestracyjnej motocykla, którym śmiga po mieście kurier dowożący potrzebującym narkotyki. Rozszyfrowywanie pozostałych symboli zostawmy numerologom. Co naprawdę chciał nam przekazać Jerzy Skolimowski w swym najnowszym filmie? Reżyser, zarazem scenarzysta, powtarza w wywiadach i na konferencjach prasowych, iż „stąpamy po kruchym lodzie”, nie wiedząc, kiedy „wszystko” może się skończyć. Są katastrofy wielkie i małe, lecz różnica między nimi jest tylko ilościowa, dla ofiary nie ma to większego znaczenia. Na ekranie obserwujemy bohaterów przez 11 minut. Są bardzo różni, jakby wyjęci z rozmaitych zbiorów.

11 minut, reż. Jerzy Skolimowski, prod. Polska/Irlandia, 82 min

Polityka 43.2015 (3032) z dnia 20.10.2015; Afisz. Premiery; s. 74
Oryginalny tytuł tekstu: "Egzystencjalny klip"
Reklama