Poetycki dokument uhonorowany na festiwalu w Berlinie nagrodą za scenariusz, przypomina etnograficzno-antropologiczną wyprawę w głąb dziejów Patagonii. W istocie jest wstrząsającym raportem o mordowaniu mieszkańców tego regionu na przestrzeni kilkuset lat. Niemym świadkiem wielowiekowej eksterminacji jest woda wyznaczająca zarazem najdłuższą granicę Chile (2670 mil wybrzeża tworzy największy archipelag świata). To ona przechowuje głosy zmarłych, jest niemym świadkiem nierozliczonej historii. W pierwszej kolejności reżyser Patricio Guzmán upomina się o pamięć rdzennych plemion wymordowanych w XVI w. przez kolonizatorów Corteza. Dokonana w imię chrześcijańskiego Boga (za skalp albo fragment ciała Indian wypłacano sowitą nagrodę) rzeź nakłada się w filmie na okrutną falę skrytobójczych zabójstw ofiar reżimu Pinocheta. Ludzi torturowano, pakowano w plastikowe worki, kładziono na nie 30-kilowe metalowe szyny i skręcano drutami. Ładunki ze szczątkami zrzucano z helikopterów do morza. Archipelag, na którym rozkwitała niegdyś unikalna kultura ludów wierzących w reinkarnację i pośmiertną wędrówkę dusz, stał się w ten sposób jednym z największych cmentarzysk Ameryki Południowej. Film robi kolosalne wrażenie dzięki dyskretnej metodzie realizacji oraz nowej, oryginalnej formie łączącej różne gatunki: esej, impresję, rekonstrukcję czy klasyczny wywiad.
Perłowy guzik, reż. Patricio Guzmán, prod. Chile, Francja, Hiszpania, 82 min