Nakręcony telefonem komórkowym komediodramat (to pierwszy w historii kina tak udany eksperyment) brutalnie uświadamia, że trwanie w obłudzie i udawanie rodzinnej sielanki jest gorsze, a na pewno boleśniejsze od tego, co w pierwszym odruchu skłonni jesteśmy odrzucić i wyśmiać jako zwichnięte czy zdegenerowane. Niewygodny, budzący sprzeczne odczucia film, rozgrywający się w środowisku transseksualnych prostytutek w Los Angeles, sprawia wrażenie, jakby koniecznie chciał dotknąć moralnego dna. Zniechęcający początek „Mandarynki” to nic innego jak kalejdoskop wulgarnych, groteskowo-infantylnych scen, maksymalnie utrudniający widzom sympatyzowanie z bohaterami. Po 28-dniowej odsiadce za posiadanie narkotyków jedna z prostytutek spotyka się w barze z przyjaciółką, która ją informuje, że w tym czasie alfons ją zdradził.
Mandarynka, reż. Sean Baker, prod. USA, 88 min