Po słonecznej stronie
Recenzja filmu: „Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy”, reż. Janusz Majewski
Janusz Majewski znów w wielkiej formie. Nie byłoby jednak filmu, jednego z odkryć ostatniego festiwalu w Gdyni (Srebrne Lwy), gdyby do rąk reżysera nie trafiła przypadkowo powieść Włodzimierza Kowalewskiego „Excentrycy”. Temat natychmiast Majewskiego zafascynował. Oto pod koniec lat 50. ubiegłego wieku przybywa z Anglii do kraju muzyk po przejściach wojennych (Maciej Stuhr), aby znaleźć schronienie w Ciechocinku. W kurorcie niepozbawionym wciąż nostalgicznego piękna spotyka podobnych sobie rozbitków, nieczujących się najlepiej w kraju pod rządami komunistów, ale też funkcjonariuszy reżimu na szczeblu lokalnym. Postanawia stworzyć z nimi swingowy big-band, do którego angażuje tajemniczą, jak się okaże, solistkę. O co gra przybysz z obcego ideologicznie kraju, to pytanie, które zadają sobie nie tylko wiadome służby. Mamy w „Excentrykach” wszystko to, co charakteryzowało najlepsze filmy Majewskiego: staranną realizację, wysmakowaną scenografię, dobrych aktorów zarówno pierwszego, jak i drugiego planu (zasłużona nagroda w Gdyni dla Wojciecha Pszoniaka). No i dużo znakomitego jazzu z epoki, ze wzmiankowanym w podtytule „On The Sunny Side of The Street” włącznie. Idealna propozycja dla tych, którzy jeszcze nie zdążyli poprawić sobie nastroju przed wejściem w nowy rok.
Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy, reż. Janusz Majewski, prod. Polska, 112 min