To chyba najuczciwszy i najmocniejszy dramat rozrachunkowy na temat uchylania się od odpowiedzialności za zbrodnie III Rzeszy społeczeństwa zachodnioniemieckiego po wojnie. „Labirynt kłamstw” zwłaszcza dla młodego pokolenia będzie sporym zaskoczeniem. Rzecz dotyczy okoliczności zorganizowania w 1963 r. we Frankfurcie nad Menem największego w historii RFN procesu, w wyniku którego możliwe było skazanie nietykalnych dotąd esesmanów – nadzorców i katów Auschwitz. Z ponad 8 tys. winnych osądzono zaledwie 19. Niemniej sprawa miała olbrzymie znaczenie symboliczne dla wszystkich Niemców. Film Giulia Ricciarellego rekonstruuje historyczne wydarzenia z perspektywy naiwnego idealisty, niespełna 30-letniego prokuratora, który dotąd niemal nic nie wiedział o masowych zbrodniach popełnianych przez pokolenie ojców i z przerażeniem uświadamia sobie, że naziści – jak to zostało ironicznie ujęte w filmie – nie rozpłynęli się w 1945 r., żyli bezkarnie i mieli się dobrze.
Przerwanie zbiorowej amnezji, ujawnienie manipulacji pamięcią to zasadniczy temat filmu, lecz ambicje „Labiryntu kłamstw” na tym się nie kończą. Film stawia również szereg istotnych pytań dotyczących m.in. współodpowiedzialności i uwikłania ekipy Adenauera w pomoc zbrodniarzom wojennym, obiekcji postawienia przed sądem doktora Mengele oraz stosunku do toczącego się w tle procesu Eichmanna. Ku naszej uciesze twórcy zadają kłam wrażeniu, że współczesna polityka historyczna Niemiec dąży do wybielenia przeszłości.
Labirynt kłamstw, reż. Giulio Ricciarelli, prod. Niemcy, 124 min