Twoja „Polityka”. Jest nam po drodze. Każdego dnia.

Pierwszy miesiąc tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Film

Na szczytach panuje kicz

Recenzja filmu: „High-Rise”, reż. Ben Wheatley

Tom Hiddleston w satyrze na konsumpcyjne społeczeństwo Zachodu Tom Hiddleston w satyrze na konsumpcyjne społeczeństwo Zachodu Aidan Monaghan / materiały prasowe
W tym filmie nie czuje się żadnego autentyzmu. To raczej pastisz z elementami satyry, wymierzony w zmanierowane, puste społeczeństwo, staczające się w otchłań rozpusty, degeneracji i orgii konsumpcji.

Oficjalnie „High-Rise” chce uchodzić za ekranizację „Wieżowca” J.G. Ballarda, dystopijnej powieści ukazującej skutki rebelii społecznej. Nie należy jednak przywiązywać do tego szczególnej wagi. Czytelny motyw luksusowego drapacza chmur na przedmieściach Londynu jako symbolu nierówności oraz kastowych podziałów (najbogatsi z najwyższych pięter decydują o wszystkim) został wprawdzie zachowany, ale już cała reszta – łącznie z zagmatwaną linią fabularną oraz kampową stylizacją na lata 70. XX w. – stanowi autorski wkład reżysera Bena Wheatleya, najwyraźniej zafascynowanego pragnieniem stworzenia nowej, jeszcze bardziej anarchistycznej wersji „Mechanicznej pomarańczy”. Utrzymana w konwencji science fiction powieść Ballarda (1975 r.) miała swoją wewnętrzną logikę, przejrzystą strukturę dramaturgiczną, jasno określonych protagonistów i w bezpośredni sposób odnosiła się nie tylko do hipisowskiego buntu, ale i do wojennych przeżyć pisarza z pobytu w obozie dla internowanych w Szanghaju, gdzie na własnej skórze odczuł skutki różnic klasowych.

W „High-Rise” nie czuje się żadnego autentyzmu. To raczej pastisz z elementami satyry, wymierzony w zmanierowane, puste społeczeństwo, staczające się w otchłań rozpusty, degeneracji i orgii konsumpcji. Mało wyszukany, pozbawiony głębszej psychologii, irytująco nieinteligentny. Aż przykro patrzeć, jak zmarnowano talent Jeremy’ego Ironsa w roli zepsutego, kapryśnego celebryty impotenta. Nie błyszczy również Tom Hiddleston jako próbujący się dostosować do nadciągającej apokalipsy doktor. Przed kompletną klapą ratuje „High-Rise” ciekawa ścieżka dźwiękowa Clinta Mansella (stałego współpracownika Darrena Aronofsky’ego) oraz świetny cover „SOS” Abby w wykonaniu Portishead.

High-Rise, reż. Ben Wheatley, prod. Wielka Brytania, 111 min

Polityka 16.2016 (3055) z dnia 12.04.2016; Afisz. Premiery; s. 82
Oryginalny tytuł tekstu: "Na szczytach panuje kicz"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

Społeczeństwo

Grzywienka, wystąpionko, nakazik. PIP ma w Polsce pod górkę

Rozmowa ze Zbigniewem Sagańskim, inspektorem PIP, o wielkiej fikcji, czyli jak się egzekwuje w Polsce prawo pracy.

Juliusz Ćwieluch
21.07.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną