Poza płynną, niejednoznaczną konwencją w „Epokowym projekcie” uderza smutek bijący niemal z każdego ujęcia. Ledwie naszkicowaną, surrealistyczną fabułę tworzy obraz klęski trzypokoleniowej rodziny: samotnego dziadka opiekującego się akwariową rybką, bezrobotnego ojca, inżyniera wykształconego w Moskwie, i rozwiedzionego syna, hobbystycznie zajętego pokrywaniem ciała tatuażami. Trzech nienawidzących się, bezradnych mężczyzn, gnieżdżących się w małym mieszkanku osiedla robotniczego – skutek uboczny ustrojowego eksperymentu na Kubie. Żaden z nich do końca nie zdaje sobie sprawy, że jest ofiarą systemu. Kiedyś uwierzyli w świetlaną przyszłość, której symbolem w latach 80. XX w. było zbiorowe marzenie o uruchomieniu pierwszej elektrowni atomowej w Juragua, „jądrowym mieście” zbudowanym od podstaw, słynącym obecnie z największej liczby samobójstw. Po upadku ZSRR betonową budowlę, wzorowaną na Czarnobylu, pozostawiono nieukończoną. Straszy do dziś. Reżimu Castro, reliktu komunizmu, nie stać na jej rozbiórkę. Filmowa metafora ukazująca krach złudzeń i beznadziejną wegetację oszukanych ludzi wcale nie jest nachalna. Skonfrontowana z archiwalnymi kronikami, wyrażającymi dumę z osiągnięć sportowych Kubańczyków, niemożliwą do spełnienia tęsknotą za miłością, robi mocne wrażenie, do złudzenia przypominając gorycz Polaków budzących się z hibernacji stanu wojennego.
Epokowy projekt, reż. Carlos M. Quintela, prod. Argentyna, Kuba, Szwajcaria, Niemcy, 100 min