Olśniewający – to pierwsza myśl po obejrzeniu „Moonlight”, niezależnej produkcji Barry’ego Jenkinsa, która triumfowała niedawno na gali Złotych Globów i jest głównym rywalem „La La Land” w oscarowym wyścigu w najważniejszych kategoriach (z ośmioma nominacjami). Druga refleksja jest taka, że to już było. Romantyczną miłość gejowską, długo ukrywaną, bo pojawiającą się w homofobicznym środowisku, świetnie pokazał Ang Lee w „Tajemnicy Brokeback Mountain”. Koszmar dzieciństwa podszytego strachem i niepewnością co do własnej tożsamości oglądaliśmy w „Billym Elliocie” Stephena Daldry’ego. A jednak mimo oczywistych podobieństw „Moonlight” zasadniczo się od tych filmów różni. Nie tylko środowiskowym kolorytem, przełamywaniem stereotypów na temat Afroamerykanów, dotykaniem tabu ukrytego homoseksualizmu w ultramaczystowskim świecie czarnego gangsta rapu oraz handlarzy narkotyków.
Moonlight, reż. Barry Jenkins, prod. USA, 110 min